Na skróty. Lipiec 2015

3 minuty czytania

Hej ho! Jest nieźle - przeczytałam w lipcu osiem książek, w tym, tak jak przewidywał plan, jednego przerażającego “grubasa”. I dzisiaj w pigułce o moich czterech lipcowych książkach!

Pierwszych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta, Claire North

Świetny pomysł, niezłe wykonanie - Pierwszych piętnaście żywotów Harry’ego Augusta okazało się inteligentną, bardzo dobrze skonstruowaną historią o podróży w czasie. Harry August umiera i rodzi się na nowo, w tym samym miejscu, w tym samym czasie, co poprzednio. Przeżywa swoje kolejne życia na tle burzliwej historii XX wieku. W końcu jednak otrzymuje wiadomość, że świat się kończy.  Harry postanawia zatrzymać zagładę. Claire North bardzo ciekawie wykorzystuje motyw podróży w czasie i tworzy wciągającą, przygodową powieść, która równocześnie okazuje się nieść parę naprawdę sensownych myśli. Doceniam całym sercem, bo to świetna i mądra literatura rozrywkowa, ale nie porwała mnie tak jak wielu ludzi i chyba dość szybko wyleci mi z głowy. Ale było nieźle, naprawdę.

Szczygieł, Donna Tartt

A, głośny, kontrowersyjny Szczygieł. Właściwie to było już moje drugie podejście do tej książki - parę miesięcy temu zaczęłam, przeczytałam parę procent i zostawiłam na później, bo ten początek wydał mi się strasznie rozwlekły, a ja pewnie miałam coś ciekawszego do czytania…  I tak, z pewnością cały Szczygieł taki jest - rozwlekły i przegadany, ale teraz już mi to nie przeszkadzało. Z wielką przyjemnością płynęłam z tą powolną opowieścią, czytało się świetnie, a losy Theo naprawdę wciągały. Bardzo dobrze napisana powieść pełna ciekawych, barwnych postaci, powieść rozpisana na wiele lat i wiele miejsc. Trochę sensacja, trochę zapis dojrzewania, trochę opowieść o życiu i sztuce. Dla mnie Szczygieł jest przede wszystkim świetną historią, którą poznaje się z przyjemnością i bez pośpiechu. Nie doklejałabym mu łatki arcydzieła, nie doszukiwałabym się tu jakiegoś wielkiego, odkrywczego przesłania, trochę więc może denerwuje, że takowe stara się Tartt doczepić na samym końcu powieści. Tak jakby na ostatnich stronach przekazywała czytelnikowi całą ideę Szczygła, jakby chciała dobitnie powiedzieć, o czym właściwie ta powieść była. Ale w sumie - nic to. Mnie się naprawdę podobało.

Kogo śmierć nie sięgnie T.2, Hilary Mantel

Podzielenie tej powieści na trzy tomy to koszmarna decyzja. Takie praktyki wydawnicze prawie zawsze są złe, ale tym razem… W prozę Mantel dość trudno się “wbić”, a podzielenie jednej powieści na trzy części spawia, że trzeba się w nią wbijać trzy razy. W przerwach między czytaniem poszczególnych tomów mnóstwo informacji wyleci z głowy, za każdym razem trzeba będzie się na nowo oswajać z bohaterami. Podział jest sztuczny i myślę, że w dużym stopniu psuje odbiór książki. Ale Mantel to dla mnie klasa sama w sobie. Kogo śmierć nie sięgnie to bogata i szczegółowa opowieść o Rewolucji Francuskiej. Głównymi bohaterami Mantel czyni Dantona, Robespierre’a i Desmoulinsa. Powieść jest celowo nieco chaotyczna, wydarzenia poznajemy z różnych perspektyw, narracja się zmienia jak w kalejdoskopie. Czasem dostajemy dogłębny opis jakiejś sytuacji, czasem jedynie krótkie zbliżenie, migawkę. Ale z tego wszystkiego tworzy się obraz wielowymiarowy, bogaty i niezwykły. Bohaterowie są ludźmi z krwi i kości, a równocześnie czasem pisarka traktuje ich jak aktorów w sztuce - każdy ma swoją rolę do odegrania. Historia jest nieubłagana, w końcu w następnym tomie i Danton, i Desmoulins, i Robespierre stracą głowy… A ja na pewno o tym przeczytam.

Dotyk Julii, Tahereh Mafi

Ech… Ech. Czułam, że w końcu, podczas mojego radosnego eksperymentowania z YA, natrafię na coś złego. Ale ja naprawdę byłam pozytywnie nastawiona do Dotyku Julii. I na początku byłam skłonna wiele wybaczyć. Język Tahereh Mafi jest… specyficzny. Bardzo bogaty i ozdobny, naszpikowany mnóstwem wymyślnych metafor i porównań. Tak, pretensjonalny i trochę kiczowaty, ale gdy zaczynałam czytać myśłam, że nawet ma swój urok i wystarczyłoby, żeby go po prostu trochę stonować. Ale im dalej czytałam, tym bardziej mnie to wszystko męczyło. Na dłuższą metę język Dotyku Julii jest naprawdę nieznośny. Przesadzony. Kiczowaty. Zły, po prostu zły. Myślę, że Mafi ma jakiś zmysł językowy, pojedyncze metafory były nawet ładne i trafne, ale w takiej ilości… Mafi przesadziła i to grubo. No i gdyby jeszcze za tym kryła się jakaś wciągająca, niegłupia historia. Ale nie, wszystko to takie nijakie, nieciekawe, w dodatku wydarzenia były jakby “przytłumione” przez rozbudowane przemyślenia narratorki. Boże, co to za egzaltowana pannica z tej Julii. Ja rozumiem, że bohaterka ma pełne prawo być trochę rozchwiana emocjonalnie (lata wyobcowania, odrzucenie przez społeczeństwo, czas w więzieniu), ale litości. A potem jeszcze wszystko wydało mi się żywcem ściągnięte z X-Menów. Nie, nie, nie. Ja Tahereh Mafi już podziękuję.

Poza tym:

Trylogia Grisza Leigh Bardugo (Cień i kość, Szturm i grom, Ruina i Rewolta)

A na blogu też:

Plany na zaczytane lato

5 książek, które ochłodzą Was latem

---------------

INSTAGRAM

ultramaryna