Na skróty. Kwiecień, maj, czerwiec 2018
Mój blog umarł i próbuję go wskrzeszać. Wiecie, nie jestem mistrzynią w regularnym pisaniu postów. Ale z jedną rzeczą byłam przez kilka lat dość systematyczna - zawsze, wcześniej czy później, pojawiało się podsumowanie miesiąca. A teraz… Teraz zawaliłam aż dwa razy z rzędu. Nie było kwietniowego “na skróty”, nie było majowego. Czerwcowe, jak widać, jest. A że w czerwcu i tak zbyt wiele nie przeczytałam (sesja mnie w tym semestrze trochę zabiła), to dzisiaj o wybranych książkach z tych ostatnich trzech miesięcy.
Mordercza góra, Pat Falvey, Pemba Gyalje-Sherpa
Kiedyś myślałam, że moje zamiłowanie do książek górskich jest jednak dość niszowe. Ale zauważyliście, jak dużo ostatnio się tego wydaje? Może to przez polską wyprawę na K2 i akcję na Nanga Parbat? W każdym razie Mordercza góra załapała się na tę modę i doczekała się ostatnio wznowienia - jeszcze kilka miesięcy temu nie było jej NIGDZIE (a szukałam, o, szukałam). Teraz jest, tylko brać i czytać.
To okropne, co powiem, ale świetnie się czyta o górskich katastrofach. Taka Mordercza góra jest jak najlepszy thriller - wiesz, że niektórzy zginą i umierasz z napięcia, gdy sytuacja źle się rozwija. Książka jest naprawdę fascynująca, dobrze poprowadzona, historia (największa katastrofa na K2) mrozi krew w żyłach. Poza tym bardzo spodobało mi się, jak dużo uwagi poświęcono tu Szerpom, którzy zazwyczaj w opisach wypraw pozostają gdzieś na trzecim planie, a przecież bardzo często mają gigantyczny wkład w sukces zespołu. Tutaj opisuje się ich na równi z zachodnimi wspinaczami, a duża część relacji pochodzi właśnie od Szerpy - Pemby Gyalje.
Now I Rise, Kiersten White
Now I Rise jest drugą częścią And I Darken - i tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z bardzo dobrą serią. To powieść historyczna albo może historia alternatywna… W każdym razie główną bohaterką jest Lada, odpowiednik Włada Palownika. Największą siłą Now I Rise są skomplikowane relacje między rodzeństwem - Ladą i jej bratem Radu. Są zupełnie różni, trochę się nie znoszą, bardziej się kochają. No i łączy ich jeszcze (lub raczej dzieli…) uczucie, w obu przypadkach nieproste, do sułtana Mehmeda. W drugiej części los rzuca Ladę i Radu w dwa odległe od siebie miejsca - akcja toczy się więc dwutorowo, w każdym z dwóch wątków będą dramatyczne decyzje do podjęcia, będzie walka o to, czego się pragnie i walka do prawa, by być tym, kim się chce. Naprawdę, bardzo porządne książki z ciekawymi, wielowymiarowymi bohaterami.
Gdybym miała się doszukiwać dziury w całym, to nie wiem, na ile czuję się komfortowo z tym, jak lekko White traktuje fakty historyczne. Pobieżne grzebanie w Wikipedii pozwala odkryć mnóstwo zmian dokonanych przez autorkę. No ale nie wiem, czy to wada. Nikt nigdy nie obiecywał, że to będzie bardzo dokładna powieść historyczna - w końcu wiedziałam, że zabieram się za serię, w której chociażby Wład Palownik jest dziewczyną.
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze, Gail Honeyman
Eleanor pracuje w biurze, mieszka sama, nie ma przyjaciół ani rodziny. Jest trochę niedostosowana społecznie - mówi to, co myśli, zachowuje się tak, jakby mimo swoich trzydziestu lat, nie do końca ogarnęła, jak funkcjonuje świat. Jest w tym, przynajmniej na początku, trochę męcząca. Co rusz musimy oglądać, jak Eleanor hmm… pogrąża się na gruncie społecznym. No ale gdy poznajemy ją bliżej, zaczynamy ją lubić, zaczynamy jej współczuć. To powieść zarazem zabawna i smutna. Porusza bardzo poważne kwestie z wyczuciem i bez nadęcia, nie wpada też w banalny romantyczny schemat. Nie całkiem mój typ, ale podobało mi się.
The Girl in the Tower, Katherine Arden
Niedźwiedź i słowik, poprzedni tom, był… w porządku. Nie miałam mu nic do zarzucenia, to była ładna, nieźle napisana historia, która całkiem fajnie wykorzystywała rosyjski folklor. Ale nie złapała mnie za serce, w gruncie rzeczy nic mi nie zrobiła. Dlatego po The Girl in the Tower sięgałam już ze znacznie mniejszymi oczekiwaniami. I może wyszło to mnie (i książce) na dobre? Bo druga część podobała mi się znacznie bardziej - tym razem naprawdę się wciągnęłam, naprawdę przejmowałam się losami Wasi, naprawdę dobrze się czułam w tym baśniowo-realistycznym świecie średniowiecznej Rusi. Fabuła jest zgrabna i dobrze skonstruowana, Arden sprytnie wykorzystuje kolejne motywy z rosyjskich baśni. A cała historia jest śliczna, poruszająca, magiczna. Tak, tym razem bardzo czekam na kolejny tom.
451° Fahrenheita, Ray Bradbury
Hmm, hmm, hmm. Wiecie, to klasyka. I… jak dla mnie klasyka, która się trochę zestarzała. Bradbury oczywiście napisał tu wiele mądrych rzeczy - wiele jego stwierdzeń jest bardzo trafnych i wnikliwych, celnych nawet po tylu latach. Ale przesłanie wydaje mi się jednak trochę zbyt proste, ograniczone. No i to taka powieść, w której wszystkie idee są łopatologicznie wyłożone - sporo tu monologów różnych osób, które starają się głównemu bohaterowi wykładać, jak działa świat. Mnie trochę drażni ten sposób pisania - wolałabym, żeby te idee były przekazywane mniej wprost. 451° Fahrenheita na pewno złe nie jest, ale do mnie nie trafiło - wydaje mi się zbyt proste, trochę nazbyt moralizatorskie, nazbyt łopatologiczne.
Trzy recenzje z minionych trzech miesięcy:
Czas mumii, czyli serce w bandażach, Alex Falcone, Ezra Fox
ultramaryna