Na skróty. Kwiecień 2016

5 minut czytania

Pisanie recenzji jakoś mi nie idzie. W minionym miesiącu nie było ani jednej. No i zostało mi mnóstwo kwietniowych książek do opisania…

W ramionach gwiazd, Amie Kaufman, Megan Spooner

Na początku moja wpadka z young adult. Ta okładka, ten tytuł… w sumie wszystko wprost krzyczało “nie czytaj mnie”. Nie posłuchałam i przeczytałam. Błąd. W ramionach gwiazd jest rozpaczliwie nijakie i schematyczne. Nawet nie złe, po prostu takie… ech. Lilac i Tarver jako jedyni ocaleli z katastrofy wielkiego promu kosmicznego. Lądują na pustej, dziwnej planecie, więc starają się przetrwać i wrócić do cywilizacji. Jest tu może parę fajnych pomysłów, które jednak giną gdzieś nadmiarze bylejakości. Czasem jest dziwnie i intrygująco, ale zazwyczaj prawie nic się nie dzieje. Oczywiście dostajemy wątek miłosny (a, jakżeby inaczej), ale ten był dla mnie zupełnie nie przekonujący, za co obwiniam tych papierowych, nudnych bohaterów… No, kiepsko.

Teraz poważne wyznanie: czuję jakąś irracjonalną niechęć do młodzieżówek napisanych w narracji pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym. Nie wiem do końca, dlaczego i o co właściwie mi chodzi, ale tak jest i już. Do tego stopnia, że za każdym razem, gdy zaczynam książkę (young adult, to tak działa tylko w young adult), która jest w ten sposób napisana, w pierwszej chwili zawsze mam ochotę ją odłożyć i już do niej nie wracać. Muszę sama siebie przekonywać, że niesłusznie się zrażam i to przecież może być fajna powieść. Dziwne. Fakt faktem, że autorzy YA zadziwiająco często sięgają po ten typ narracji. Chyba dlatego od razu myślę: “a, typowe young adult”. Tym razem instynkt dobrze mi podpowiedział, może trzeba było przerwać po tej pierwszej stronie.

Fatum i furia, Lauren Groff

Taki prosty, a taki genialny pomysł! Historia małżeństwa opowiedziana z dwóch perspektyw - żony i męża. Najpierw dostaniemy historię Lotta, później część Mathilde postawi pod znakiem zapytania wszystko, czego się wcześniej dowiedzieliśmy. I okaże się, że w tym związku było znacznie więcej tajemnic i niedopowiedzeń, niż mogłoby się wydawać… Fatum i furia świetnie pokazuje to, jak różnie patrzymy na te same sprawy, jak zupełnie odmiennie widzimy te same sytuacje. Jak przewrotnie działa nasza pamięć. Jak bardzo może różnić się sposób, w jaki postrzegamy samych siebie od tego jak postrzega nas ktoś bliski. Fatum i furia jest faktycznie świetnym obrazem dwojga ludzi, w dodatku to powieść bardzo dobrze napisana i pełna błyskotliwych nawiązań do literatury. Warto.

Okrutny szczyt, Jennifer Jordan

Od kilku miesięcy jestem zafascynowana himalaizmem i od tego czasu przeczytałam już kilka górskich książek. Teraz padło na Okrutny szczyt - Jennifer Jordan pisze o losach pięciu pierwszych kobiet, które zdobyły K2. Aż trzy zginęły w trakcie schodzenia z góry. Dwie pozostałe, w tym Wanda Rutkiewicz, przeżyły zaledwie kilka lat, by także zginąć w górach. Okrutny szczyt jest wciągający, czyta się go świetnie, a portrety tych pięciu kobiet okazują się fascynujące. Jennifer Jordan (ciekawe, na ile w tym winy tłumacza?) ma jednak dość kanciasty styl i czasami tworzy naprawdę dziwne zdania. Poza tym nie jestem do końca pewna wartości merytorycznej książki - sama dostrzegłam w niej parę nieścisłości, a polska redakcja kilka razy, szczególnie w rozdziałach o Wandzie Rutkiewicz, prostowała niektóre stwierdzenia. Przypuszczam, że naszej redakcji najłatwiej było wyłapać nieścisłości w kontekście Wandy Rutkiewicz, a w takim razie, czy możemy być pewni dokładności informacji dotyczących pozostałych himalaistek? Mimo wszystko to była ciekawa, pasjonująca lektura i cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę.

A Thousand Nights, E.K. Johnston

To piękna powieść zainspirowana historią Szecherezady z Księgi Tysiąca i Jednej Nocy. Dzieje się tu niewiele, a bohaterka nie ma w zanadrzu żadnych niezwykłych opowieściach o dżinach, czarach i władcach. Nie, tutaj jest o trudach życia na pustyni, o rodzinnych zwyczajach, o tym, co dzieje się w prostych, zwykłych namiotach. Ale, choć może na pierwszy rzut oka nie wydaje się to wszystko szczególnie fascynujące, to wkrótce można zobaczyć w tym siłę tej powieści. A Thousand Nights jest proste, a w tej prostocie mądre i prawdziwe. Johnston opisuje z poszanowaniem arabskie zwyczaje, a równocześnie subtelnie nadaje swojej powieści bardzo feministyczny wydźwięk. Znamienne, że nie poznajemy imienia żadnej z kobiet w powieści, w tym głównej bohaterki. A jednak to kobieca siła, to jej odwaga i mądrość ratują sytuację.

Intryga małżeńska, Jeffrey Eugenides

Według promotora bohaterki, nie pisze się już teraz takich powieści: tych, w których głównym fabularnym celem jest doprowadzenie bohaterów przed ołtarz, w których na drodze do szczęśliwego małżeństwa czekają takie trudności jak niezgoda rodziny lub nierówny status społeczny. W końcu teraz zawsze można wziąć rozwód…
Jeffrey Eugenides umieszcza taką tezę w swojej książce i… sam przecież pisze taką właśnie powieść. Intryga małżeńska, zgodnie z tytułem, zatem wyraźnie odwołuje się do tradycji twórczości Jane Austen lub licznych pisarzy epoki wiktoriańskiej, ale równocześnie ten schemat częściowo rozbija. W końcu faktycznie czasy się zmieniły - są lata 80. Troje głównych bohaterów właśnie kończy studia i żadne z nich tak naprawdę nie wie, co ma zrobić ze swoim życiem (to ja, już niedługo). I oni wszyscy są dość mocno wplątani we wzajemne, skomplikowane relacje… Eugenides pięknie pisze, robi trafne obserwacje i z wprawą kreśli swoich bohaterów. Intryga małżeńska jest świetna od początku do końca i utwierdziła mnie w przekonaniu, że Eugenides to jeden z moich ulubionych współczesnych pisarzy.

Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość, Katarzyna Surmiak-Domańska

Ta książka tak mnie zainteresowała, bo, przyznaję, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Ku Klux Klan wciąż istnieje. W końcu te śmieszne białe czapki, cała ta “mistyczna” otoczka wyglądają teraz jak relikt przeszłości. Ale najwyraźniej nie doceniłam siły przyciągania Klanu. Autorka pojechała do Pasa Biblijnego na coroczny zjazd Klanu, widziała więc “wszystko” na własne oczy. Rozmawiała z ludźmi - z członkami, sympatykami, przeciwnikami, zwykłymi mieszkańcami Harrison, “białego” miasta. Autorka nie tylko przedstawia nam obecną sytuacją i kreśli ciekawy obraz społeczeństwa, ale też skrupulatnie przedstawia historię zjawiska. Bardzo dobry, ciekawy reportaż. Warto.

Stars Above, Marissa Meyer

Stars Above to tom z opowiadaniami ze świata Sagi księżycowej - dziewięć krótkich tekstów, które zazwyczaj rozwijają wspomniane już epizody z przeszłości bohaterów. Mamy więc opowiadanie o przyjeździe jedenastoletniej Cinder do Nowego Pekinu, jest takie o babci Scarlet (więc sama mała Scarlet też się pojawia), jest o trzynastoletnim Thornie, który podrywa w szkole wszystkie dziewczyny… Praktycznie każdy bohater dostaje swoje opowiadanie z dzieciństwa, więc serio, uważam za straszne niedopatrzenie, że nie ma takiego rozdziału z Kaiem! Niektóre może niczym się nie wyróżniały lub niewiele dodawały do historii, ale absolutnie wszystkie były urocze. Podobał mi się Little Android, retelling Małej Syrenki, który po raz kolejny pokazuje, z jaką gracją Marissa Meyer wplata baśniowe motywy do swojego świata. Ale wisienką na torcie było oczywiście ostatnie opowiadanie, epilog do Winter, takie “kilka lat później”. Ponad pięćdziesiąt stron czystej czytelniczej radości - Something old, something new jest zupełnie jak spełniony sen fana. Ja tam bym się nie obraziła za więcej takich spełnionych snów…

W KWIETNIU NA BLOGU:

The Winner’s Kiss Marie Rutkoski, czyli finał Niezwyciężonej

MISJA RETELLING. Piękna i Bestia opowiedziana na nowo

Podróż po okładkach: Saga księżycowa Marissy Meyer

5 książek, które można wyśpiewać

POZOSTAŁE KWIETNIOWE KSIĄŻKI:

Król kruków, Maggie Stiefvater

Było nieźle. Może przeczytam kolejne części i zrecenzuję serię?

---------------

INSTAGRAM

ultramaryna