5 książek, które można wyśpiewać

3 minuty czytania

Nic tylko biec na łąkę i śpiewać.

Dobra, mam słabość do musicali. Taką dużą słabość.
A musical z książką do kompletu? Czego chcieć więcej?

1. Les Miserables, czyli Nędznicy Victora Hugo

Nędznicy to taka wieeeelka powieść, w której jest wszystko. Dosłownie. Mnóstwo bohaterów, mnogość wątków, wiele miejsc akcji. Miłość, walka, rewolucja, zbrodnia i kara, sprawiedliwość, wiara… Wszystko. Hugo stworzył gigantyczny romantyczny fresk pełen porywów serca i wielkich dramatów. Przy okazji jednak Nędznicy są jakimś komentarzem społecznym, bywają też niemal historyczną rozprawą. Hugo potrafi o bitwie pod Waterloo (która wydarzyła się znacznie wcześniej niż ma miejsce właściwa akcja) pisać przez kilkadziesiąt stron, a najbardziej emocjonujący moment przerwać szczegółowym opisem historii paryskich ścieków. Serio.

Ale Nędznicy naprawdę mi się podobali, a musical kocham całym sercem. Uwielbiam tę historię i przepadam za tymi wszystkimi pięknymi i niesamowicie patetycznymi (cóż, taka prawda) piosenkami. Gdy słucham dobrego wykonania zawsze mam ciary. I ten musical jest świetny do wydzierania się w domu, czasem w duecie z siostrą (siostra śpiewa, ja się wydzieram).

Mogłabym wrzucić wersję z filmu, ale… ta jest zdecydowanie lepiej zaśpiewana. Szczególnie Jean Valjean i Javert (przykro mi, Hugh Jackman i Russell Crowe).

A Samantha Barks jest Eponiną i tutaj, i w koncercie na 25-lecie (tam wyżej ;))

2. Wicked. Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu, Gregory Maguire

Kolejny musical, na punkcie którego mam/miałam obsesję. A powieść? Znacznie bardziej poważna, smutna i głęboka. Naprawdę, nie spodziewałam się, że znajdę w tej książce tyle dobrego - to nie tylko reinterpretacja Czarnoksiężnika z Krainy Oz, to nie jest taka tam zabawna historia o złej, zielonej wiedźmie. Maguire porusza wiele bardzo ważnych spraw - jest o tolerancji, o rasizmie, o władzy, o przebaczeniu. A Elfaba jest świetną, złożoną bohaterką. Maguire niestety czasem trochę przynudza - mam wrażenie, że niektóre kwestie są zbyt przeciągnięte - ale nieważne, bo Wicked to świetna, mądra książka.
Musical dość mocno spłyca opowieść, jest taką radosną, kolorową, optymistyczną adaptacją. Ale w sumie zupełnie mi to nie przeszkadza, bo i powieść, i musical mają swój urok. I tyle tu wpadających w ucho, wspaniałych piosenek!

Był czas, kiedy słuchałam tych piosenek w kółko, Teraz musiałam sama siebie przekonywać, że wrzucenie tutaj dwóch w zupełności wystarczy. Chętnie dodałabym jeszcze na przykład Popular.

3. Upiór w operze, Gaston Leroux

Upiór w operze to moja pierwsza wielka musicalowa miłość. Och, wiecie w paryskiej operze straszy Upiór… Dzieją się coraz dziwniejsze rzeczy, a w samym centrum wydarzeń jest młoda chórzystka Christine Daae, którą tajemniczy Upiór sobie upatrzył… Książka jest napisana tak, jakby dotyczyła prawdziwych wydarzeń, autor celowo manipuluje czytelnikiem, który ma uwierzyć, że to wszystko naprawdę miało miejsce. Z powieści dowiemy się też znacznie więcej niż z musicalu o postaci Upiora. Zdaje mi się, że książka teraz już lekko trąci myszką, ale musical fajnie wyciąga z niej to, co najlepsze. Znajdziecie w nim mroczny, gotycki klimat, tajemnicę i wciągającą historię. I genialną muzykę, trochę operową, trochę rockową.

Wiecie, że Andrew Lloyd Weber zrobił też kontynuację Upiora, Love Never Dies? Właściwie mi się nie podobała, ale muzyka wciąż jest świetna.

Dawno nie słuchałam/oglądałam Upiora, och, ale ta piosenka to wciąż czysta doskonałość. Ciary.

W tym momencie zorientowałam się, że o każdym z powyższych przykładów pisałam, że to “moja wielka musicalowa miłość”. Cóż, poprawiłam, żeby się za bardzo nie powtarzać, ale to w sumie sama prawda. To są takie musicale najulubieńsze z ulubionych.
A teraz zamykam podium. Jest wprawdzie jeszcze wiele musicali, które mają podłoże w literaturze - na przykład Dźwięki muzyki (na podstawie wspomnień Marii von Tropp) Koty (wiersze T.S. Eliota), Skrzypek na dachu (Dzieje Tewji Mleczarza)… Ale nie czytałam tych książek! Może kiedyś…

A tymczasem mam jeszcze takie propozycje:

4. Romeo i Julia, William Szekspir

Jak mogłoby nie być jakiegoś musicalu na podstawie Romea i Julii? Jasne, jasne, że jest, choćby ten francuski. Przyznam, że sam musical mnie jakoś nudził, ale muzyka jest świetna!

A przecież West Side Story też odwołuje się do Romea i Julii!

Mogłam wybrać piosenkę, która lepiej pasowałaby do porównania z Romeo i Julią, ale… :D

5. Piękna i Bestia, Jeanne-Marie Leprince de Beaumont

Tak, znowu Piękna i Bestia, bo czemu nie? Praktycznie każdy musicalowy hit Disneya trafiał w końcu na scenę, zazwyczaj wzbogacony o nowe piosenki. (Dałabym wszystko za obejrzenie Króla Lwa na żywo!) A Piękna i Bestia to jeden z najpopularniejszych disneyowskich musicali na scenie. Proszę, wersja z Broadwayu:

Bonus! Znacie Galavanta? To przezabawny musicalowy serial. Tam śmieją się ze wszystkiego, a w drugim sezonie wzięli się za parodiowanie znanych musicali. O, na zachętę cudowne połączenie West Side Story i Pocahontas:

 

Macie swoje ulubione musicale?

ultramaryna