O powtórnym czytaniu - 5 książek, które chciałabym przeczytać jeszcze raz

5 minut czytania

Czasu coraz mniej, a książek coraz więcej.

Bez przerwy księgarnie zalewają kolejne nowości, wciąż odkrywamy kolejne świetne książki do przeczytania. Mam zaległości w klasyce, a moje półki pełne są obłożonych w okładki wyrzutów sumienia… Może się wydawać, że po prostu szkoda czasu na czytanie czegoś po raz drugi. I faktycznie, jest trochę książek, po które od dawna chcę ponownie sięgnąć, ale cały czas odkładam to na bliżej nieokreślone “później”, bo przecież cały czas mam coś nowego do czytania.

Ale czasem chyba warto wrócić do tego, co było najprzyjemniejsze, najlepsze, najbliższe, prawda?

Powtórne czytanie książki, która zachwyciła lata temu, może być ryzykowne. To jak spotkanie z przyjacielem z dzieciństwa, z którym dawno straciło się kontakt - być może szybko znajdziecie wspólny język, a być może okaże się, że jesteście już zupełnie innymi ludźmi, że wasze drogi za bardzo się rozeszły, że po prostu nie macie już o czym rozmawiać. Powtórne czytanie to konfrontacja z dawnym zachwytem, z wyobrażeniem, które mamy o książce. Może zachwyciłam się, bo wtedy to był najlepszy czas na tę książkę, a teraz nie poczuję już tego czegoś? Może, gorzej nawet, uznam ulubioną powieść sprzed lat za sentymentalne bzdury, pseudointelektualny bełkot, nic niewarte czytadło? Może lepiej zostawić ten swój zachwyt w spokoju?

Ale może warto sprawdzić?

Nie wzbraniam się przed powtórnym czytaniem, mam zresztą takie książki, które czytałam po wielokroć, takie, które znam niemal na wylot, takie, które niezawodnie leczą mnie ze złego humoru. Ale są też te, które na swój drugi raz czekają od dawna. Nie wszystkimi byłam na początku zachwycona. Stosunek do książki często przecież zmienia się z biegiem czasu i wcale nie trzeba do tego powtórnego czytania. Są takie, którymi się zachwycałam, ale teraz mam wrażenie, że już by tak do mnie nie trafiły. Są i te, o których myślę, że teraz mogłyby mi się spodobać znacznie bardziej i jestem ciekawa, czy tak jest naprawdę. Na przykład mnóstwo świetnych książek przeczytałam w gimnazjum - byłam wtedy bardzo zachłanną i ambitną czytelniczką (pewnie ambitniejszą niż teraz…). Ale chyba, gdy miałam 13-14 lat mogłam patrzeć na świat i literaturę trochę inaczej niż obecnie? Może warto byłoby się skonfrontować z niektórymi książkami przeczytanymi w tym okresie?

Mam kilka przykładów (nie tylko tych gimnazjalnych :)). W tej chwili najmocniejsze kandydatki do powtórnego czytania:

1. Dziwne losy Jane Eyre, Charlotte Brontë

Jane Eyre to jest w ogóle bardzo dziwny przypadek. Bo to powieść, którą bez wahania wymieniłabym wśród ulubionych, która jest dla mnie ważna i wydaje się siedzieć we mnie gdzieś głęboko, a przecież… Czytałam ją tylko raz, tak mniej więcej 7-8 lat temu. I wtedy podobała mi się, ale… Na pewno się nie zachwycałam! Początek był raczej nudny, bohaterowie wydali mi się wtedy trochę antypatyczni… Gdzieś w czeluściach Internetu znalazłam nawet moją starą recenzję (nie będę do niej linkować, wy też jej lepiej nie szukajcie - no, miałam wtedy trzynaście lat…) I piszę tam nawet, że w ogóle nie polubiłam pana Rochestera! O mój Boże?! Ale jak to? Co się wydarzyło w ciągu tych ośmiu lat, że mój stosunek do Jane Eyre (i oczywiście pana Rochestera) tak się zmienił? Tak, obejrzałam serial i film, oba mi się podobały, ale… Znowu się nie zachwycałam! No dobra, film (piszę o tym najnowszym, z Fassbenderem i Wasikowską) potem zdarzyło mi się obejrzeć drugi raz i wciąż myślę, że jest ledwie dobry, ale być może właśnie podczas drugiego oglądania zaczęłam zachwycać się samą historią. Wzięłam znowu książkę do ręki i przeczytałam niektóre fragmenty. Innych adaptacji już nie widziałam, ale obejrzałam na youtubie sceny oświadczyn pana Rochestera z różnych ekranizacji - z wszystkich, które znalazłam. Taaak. Polecam, bardzo ciekawe doświadczenie, cuda i dziwy można tam znaleźć. No ale chyba w końcu muszę skonfrontować moją miłość do Jane Eyre z samą książką.

2. Ziemiomorze, Ursula K. Le Guin

Ziemiomorze też bez wahania zaliczyłabym do moich ulubionych serii, a przecież nie od razu się nim zachwyciłam. Miłość do Ziemiomorza spokojnie i wytrwale rosła we mnie w miarę czytania cyklu. Czarnoksiężnik z Archipelagu podobał mi się, ale nie znalazłam w nim na początku nic specjalnego, wydawał się trochę nudnawy. Właściwie dopiero Grobowce Atuanu spodobały mi się bardziej (być może nie bez znaczenia dla gimnazjalnej mnie był fakt, że w Grobowcach główną bohaterką jest młoda dziewczyna, Tenar). I jakoś tak potem poszło. Le Guin od tej pory prawie za każdym razem mnie tak po cichu zachwyca. Bez fajerwerków, bez wielkich olśnień… ale jednak mocno ujmuje mnie pięknem i mądrością swoich książek. Jestem ciekawa, jak teraz odebrałabym Ziemiomorze. Czy Czarnoksiężnik z Archipelagu spodobałby mi się bardziej? Już dobrze znam prozę Le Guin, uwielbiam ten jej spokój, potrafię delektować się jej słowami, nawet jeśli jest trochę “nudno”. Może wtedy jeszcze tego nie umiałam? Jak odebrałabym cykl jako całość, wtedy w końcu robiłam chyba niemałe przerwy między kolejnymi tomami? Poza tym po prostu nie wszystko dobrze pamiętam, czuję, że mam braki w tej historii i w końcu za Ziemiomorzem trochę tęsknię, chciałabym wrócić do tego świata.

3. Sto lat samotności, Gabriel Garcia Marquez

Czasem widzę w Internecie pytania “czy ta książka jest odpowiednia dla [wstaw liczbę]-latka?“. No więc nie wiem, czy Marquez to “odpowiednia” lektura dla trzynastolatki, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie ja, bo nikt mi nigdy żadnych książek nie zabraniał, a ja czytałam WSZYSTKO. I akurat Sto lat samotności od razu mnie zachwyciło, a ten zachwyt utrzymał się przez lata. Tak, to jest jedna z tych książek, z którymi chciałabym się skonfrontować, sprawdzić, czy teraz też zdołałaby zrobić na mnie tak wielkie wrażenie jak kiedyś.

4. Diuna, Frank Herbert

Dobra, przyznaję, są takie książki, które mogłam przeczytać za wcześnie. Na przykład Diunę - pamiętam, że wszystko mi się bardzo podobało, poza tym, że… wcale aż tak mi się nie podobało. To znaczy… widziałam, że to świetna książka, ale nie potrafiłam się do końca nią zachwycić, trochę byłam zmęczona, znudzona. A przecież wydaje mi się, że fabuła jest bogata i może być naprawdę bardzo wciągająca. Dobrze myślę o Diunie, ale naprawdę nic z niej nie pamiętam (czerw pustyni, melanż, Atrydzi - tylko hasła) i bardzo chętnie spróbowałabym jeszcze raz.

Poza tym Diuna to jedna z najpiękniejszych książek na mojej półce!

5. Nieśmiertelny, Catherynne M. Valente

Trochę inny przypadek, bo tym razem od pierwszego czytania nie minęło aż tak dużo czasu (też nie tak mało, dobrze ponad cztery lata), natomiast ostatnio stwierdziłam, że bardzo mnie znowu ciągnie do Nieśmiertelnego. Możecie zrzucić to na moją słabość do baśni. Zresztą Valente, z jej niesamowitą wyobraźnią i bardzo pięknym językiem, bez cienia wątpliwości zaliczyłabym do moich ulubionych pisarzy. A Nieśmiertelny to chyba jej najlepsza książka, mroczna, mądra, cudownie baśniowa, interesująco nawiązująca do rosyjskiego folkloru, do rosyjskiej historii. Gdy czytałam, to był dla mnie majstersztyk, mam nadzieję, że dalej tak będzie.

A wiecie, że ma być kontynuacja, a raczej tak zwana companion novel? No właśnie, trzeba wcześniej jeszcze raz Nieśmiertelnego przeczytać.

Czytacie książki po kilka razy? Macie takie, z którymi chcielibyście skonfrontować się po latach?

ultramaryna