Na skróty. Wrzesień 2017

4 minuty czytania

Miałam fajne wakacje. Trochę pracowałam, ale też całkiem porządnie wypoczęłam. Zwiedziłam sporo miejsc. I wrzesień nawet nieźle wypadł czytelniczo. Nie wiem, czego się spodziewać po następnych miesiącach. Nie będę mieć zbyt wiele czasu, bo wracam na uczelnię (zaczynam magisterkę) i idę do nowej “poważnej” pracy. Z drugiej strony to oznacza też, że będę dużo jeździć komunikacją miejską, a czytanie zawsze na tym zyskuje ;)

Asystent czarodziejki, Aleksandra Janusz

Vincent jest takim “nieudanym” czarodziejem i od lat pracuje jako asystent potężnej Czarodziejki. Wiedzie spokojne, uporządkowane życie. I nagle… wszystko wywraca się do góry nogami. Asystent czarodziejki pod wieloma względami jest takim “typowym” fantasy, ale jest w nim też trochę niezłych pomysłów i drobnych smaczków, które pozwalają, chociaż częściowo, odskoczyć od schematów. Podoba mi się, że magia jest tu bardzo “naukowa”, a żeby czarować trzeba umieć liczyć i znać matematyczne wzory.  Książka jest napisana z przymrużeniem oka, jest w tym lekkość i humor. Zatem - całkiem fajnie, całkiem pomysłowo i całkiem wciągająco… Ale no nie wiem, nie zrobił na mnie Asystent czarodziejki dużego wrażenia. To niezła książka, ale taka, o której pewnie szybko zapomnę. Raczej nie mam ochoty na kontynuację.

A Discovery of Witches (Czarownica), Deborah Harkness

Czytałam po angielsku (swoją drogą na polską okładkę nie da się patrzeć). Na podstawie A Discovery of Witches właśnie powstaje serial, głównych bohaterów grają Teresa Palmer i Matthew Goode. Według mnie to jest znakomity casting, aż nie wiem, czy się tym serialem trochę nie jaram, chociaż książka… No właśnie, książka.
To takie urban fantasy, w którym w naszym świecie razem z ludźmi żyją czarownice, wampiry i demony. Główna bohaterka jest czarownicą, trafia na jakiś tajemniczy manuskrypt (który wszyscy chcą dorwać, więc mnóstwo przez to kłopotów) i poznaje przystojnego wampira. Widać, że Harkness ma dużą wiedzę, przede wszystkim o historii i sztuce, i potrafi to wykorzystać. Świat przedstawiony nie jest szczególnie pomysłowy, ale jest taki “porządny”, nieźle skonstruowany i pełnowymiarowy, autorka odwołuje się do historii, biologii, genetyki. Momentami bardzo dobrze się bawiłam, polubiłam wielu bohaterów, szczególnie tych z drugiego planu. Pod wieloma względami to powieść, która miała dużą szansę mi się spodobać. Ugh. Naprawdę żałuję, że nie spodobała mi się bardziej.
Bo niestety. Po pierwsze A Discovery of Witches jest też nieznośnie rozwlekłe. Harkness skupia się na opisywaniu drobiazgów, a poza tym zupełnie nie potrafi budować napięcia. A Discovery of Witches to taka fabularna pustka poprzetykana pojedynczymi ważniejszymi wydarzeniami, wcale nie naprawia tego zakończenie. Romans rozwija się w bardzo dziwnym tempie. Zresztą relacja bohaterów wygląda tak, że on ją cały czas ustawia (łącznie z tym, że mówi jej, kiedy ma jeść i spać), a ona się potulnie zgadza, chociaż cały czas jesteśmy przekonywani o tym, jaką to ona jest niezależną kobietą o silnej woli i z własnym zdaniem.
Nie potrafię tej powieści ocenić. Byłam równocześnie wciągnięta i zmęczona. Raz myślałam, “jakie to słabe”, zaraz potem “a nie, jest fajnie, świetnie się bawię”. Wiele rzeczy mi się w A Discovery of Witches nie podobało, ale właściwie myślę o tej książce z sympatią. Po zakończeniu byłam jednak rozczarowana i stwierdziłam, że nie będę czytać serii dalej, ale aż mi trochę szkoda. Nie wiem, czy mnie jeszcze coś do kontynuacji nie przyciągnie.

Córki Wawelu, Anna Brzezińska

Bardzo dobre! Bardzo. Anna Brzezińska napisała monumentalną książkę o życiu kobiet w Polsce w XVI wieku. Najwięcej tu oczywiście polskiej rodziny królewskiej, ale poza królewnami spotkamy też zwykłe służki, prostytutki, damy dworu. I Dosię, karliczkę, która staje się wierną towarzyszką jagiellońskich królewien. To literatura faktu, nie powieść, ale historia jest częściowo fabularyzowana. Przede wszystkim takie są losy Dosi, która jest taką naszą przewodniczką po Krakowie i Wawelu. To postać historyczna, ale wiele na jej temat Brzezińska musiała sobie dopowiedzieć. Córki Wawelu czyta się świetnie, książka jest znakomicie napisana i interesująca pod każdym względem. Autorka nie trzyma się chronologii, wydarzenia są poukładane bardziej tematycznie. Ale opowieść jest snuta ze swadą, a Brzezińska z wprawą układa różne historie i tematy w skomplikowany gobelin. Książka ma ponad osiemset stron, a po przeczytaniu miałam wrażenie, że mogłabym dostać więcej. Są tam wciąż wątki, które mogłyby doczekać się rozwinięcia (na przykład losy Katarzyny są opisywane dość dokładnie, natomiast Zofii i Anny już nie tak bardzo; ma to oczywiście uzasadnienie, bo Dosia jedzie z Katarzyną do Finlandii). Nie jest to w żadnym wypadku zarzut - przy takim ogromie materiału należało dokonać jakiejś selekcji. To raczej pochwała - tyle do czytania, a wciąż mało!

Persepolis, Marjane Satrapi

Persepolis było świetne. Satrapi pokazuje, jak można bardzo trudne tematy podać w prosty, przystępny sposób. Jak można pisać o wojnie, dyskryminacji, religijnym fanatyzmie w “rozrywkowej”, komiksowej formie. To historia dorastania w Iranie w czasie rewolucji islamskiej, opowieść o emigracji i o życiu w opresyjnym państwie. Być może największa siła Persepolis tkwi w cierpkim humorze. Nieraz się śmiałam, choć przecież Satrapi pisze o rzeczach bardzo trudnych. Strasznych. Ale obrazy wojny i rewolucji kontrastują ze zwykłymi problemami i radościami dorastającej dziewczyny. Zestawienie, tak prawdziwe, bywa porażające. Persepolis to inteligentny komentarz polityczno-społeczny i zarazem pełna humoru autobiografia.
Chętnie obejrzę jeszcze film.

POZOSTAŁE WRZEŚNIOWE KSIĄŻKI:

Noc kupały i Żerca Katarzyny Bereniki Miszczuk 

Pisałam o nich w poprzednim na skróty, razem z Szeptuchą.

Tower of Dawn, Sarah J. Maas

WE WRZEŚNIU NA BLOGU TEŻ:

MISJA RETELLING. Czerwony Kapturek opowiedziany na nowo

ultramaryna