MISJA RETELLING. Mała Syrenka opowiedziana na nowo
Podobno Andersen nie miał szczęścia w miłości. Podobno kochał, ale raczej bez wzajemności, generalnie przeżył życie samotnie. Podobno był biseksualny, wiele z jego listów miłosnych (nie wszystkie zostały wysłane) jest skierowana do mężczyzn. Podobno w Małej syrence można znaleźć odbicia tych jego nieszczęśliwych miłości. W tym kontekście baśń zdaje się mieć niemal terapeutyczny wydźwięk - na końcu bohaterka znajduje swego rodzaju pocieszenie - zyskuje nieśmiertelną duszę, której pragnęła. Dzieje się to niestety na innych warunkach niż tego chciała. Być może jednak to taki sygnał - nie wszystko jest stracone, nawet jeśli ktoś, na kim ci zależy, nie odwzajemni twojego uczucia.
Dotychczas pisałam raczej o baśniach, które nie do końca miały jednego autora. Jasne, były spisywane na przykład przez Perraulta lub braci Grimm, ale tylko spisywane, adaptowane z opowieści ludowych. Oczywiście Andersen także korzysta z folkloru, a jednak jego baśnie są znacznie bardziej “autorskie”, znacznie więcej w nich jego inwencji. Wciąż jednak - historie o morskich stworzeniach zakochujących się w śmiertelnikach muszą być stare jak świat. Czuć tu na przykład echa celtyckich opowieści o selkie - w nich zazwyczaj selkie zakochuje się w mężczyźnie i przez jakiś czas żyje z nim na lądzie. Po jakimś czasie jednak morze wzywa ją do siebie i wraca… Są też ondyny, wodne nimfy. Nie mają, jak większość magicznych stworzeń, duszy, ale związek z człowiekiem sprawia, że zostają nią obdarzone. Ten motyw ewidentnie zrobił się modny w romantyzmie i Andersen z pewnością się nim zainspirował. Hmm… a jest też polska legenda o Warsie i Sawie!
Naprawdę chcę…
Nasza Syrenka nie pasuje, nie czuje się u siebie, jest inna. Jej świat jej nie wystarcza, chce czegoś więcej. Widzę Syrenkę jako taką bardzo młodziutką dziewczynę - jej zapał, bunt, jej ciekawość są bardzo młodzieńcze. Wydaje mi się też, że to postać, która powinna dobrze rezonować z wieloma czytelnikami. Na pewno niejeden z nas czuł, że nie pasuje, że nikt go nie rozumie, że chciałby żyć gdzieś indziej, innym życiem. Spotkanie ze światem na lądzie jest też jakimś rodzajem rytuału, może przejścia w dorosłość - wypłynąć na powierzchnię można dopiero, gdy skończy się piętnaście lat. Syrenka jest najmłodsza z rodzeństwa, przez wiele lat wysłuchuje opowieści starszych sióstr o tym, co widziały na górze. Wysłuchuje i zazdrości. Świat ludzi jest dla niej niedostępny, a więc jeszcze bardziej niezwykły - te piętnaste urodziny są jak magiczna bariera.
W oryginalnej baśni to właściwie tyle - Syrenka nie ma innych powodów do opuszczenia świata. Nie ma mowy o tym, by pod wodą żyło jej się źle. Nie, po prostu pragnie czegoś więcej, to pragnienie i pociąg do świata ludzi nie są do końca wytłumaczalne. Tak, Syrenka chce też duszy, bo ludzie (według opowieści babki) dusze mają, syreny nie. Ten motyw powtarza się też w kilku retellingach - w Monstrous Beauty Elizabeth Famy i w Mermaid Carolyn Turgeon. Dusza oznacza też nieśmiertelność, ale wciąż - trudno sprecyzować, czym tak naprawdę jest, pragnienie jej posiadania nadal wydaje się być pragnieniem czegoś nieuchwytnego, po prostu czegoś więcej. W retellingach pojawiają się jednak kolejne, bardziej konkretne powody tęsknoty bohaterki. Syrenka bardzo często ma jakieś specjalne związki ze światem ludzi, jej zainteresowanie nie jest więc całkiem przypadkowe - tak jest na przykład w Wiedźmie morskiej Sary Henning (więcej nie zdradzę!), w The Surface Breaks Louise O’Neill matka bohaterki także była zainteresowana nadwodnym światem, później miała zginąć z rąk ludzi. Gaia jest też pod wodą wyraźnie nieszczęśliwa, ojciec rządzi jej rodziną twardą ręką, syreny-kobiety ogólnie ma się za nic, w dodatku zaaranżowano już jej małżeństwo z pewnym brutalnym syrenem (trytonem? z męskimi syrenami w polskim jest trochę problem). Gaia ma najlepsze powody, by uciekać jak najdalej.
Co w sercu mym noszę po kryjomu…
Ponyo Miyazakiego to jak najbardziej retelling Małej Syrenki i równocześnie jeden z najsłodszych filmów świata ;)
No i te piętnaste urodziny faktycznie całkowicie zmieniają życie Syrenki. Może zresztą nie trzeba było wiele? Może Syrenka jest tak zgłodniała jakiejś zmiany, że łapie się pierwszej okazji? Zakochuje się praktycznie w pierwszym człowieku, którego widzi. I to zakochuje na amen.
Z syrenami zresztą różnie bywa - w większości opowieści one wcale ludzi nie ratują. Nie, raczej zwodzą je pięknym śpiewem, wciągają w głębinę i topią. Są złe i zdradzieckie. Nasza Syrenka w baśni zupełnie przeciwnie - księcia ratuje, zanosi go bezpiecznie na brzeg. Nie może w końcu ścierpieć myśli, że mógłby umrzeć. Ale to całkiem ciekawe - i autorki kilku retellingów bardzo fajnie się tym motywem bawią. Bywa, że syrenki naprawdę są tymi zdradzieckimi uwodzicielkami, bywa, że naprawdę ludzi zabijają. Nasza bohaterka może być tu wyjątkiem, ale wcale nie musi. Być może ona też jest groźna. Fajnie, bo niejednoznacznie, wypada to w Monstrous Beauty czy w Wiedźmie morskiej. W The Surface Breaks syreny ludzi nie lubią, ale nie zabijają ich, wolą trzymać się z daleka. Mordercze są za to salki - pochodne słowiańskich rusałek, które faktycznie zwodziły i topiły młodzieńców. Salki mszczą się za krzywdy wyrządzone im niegdyś przez mężczyzn. Bez krwiożerczości syren nie byłoby za to w ogóle fabuły To Kill a Kingdom - tutaj syreny mordują ludzi i zabierają ich serca jako trofea. Lira zostaje wysłana przez matkę na ląd, by przynieść serce księcia, pogromcy syren.
Duszo biedna, już chodź
Syrenka wykazuje się w tym momencie ogromną determinacją - w baśni postanawia prosić o pomoc osławioną wiedźmę morską. W retellingach wiedźma morska w klasyczny sposób występuje tylko w Mermaid i w The Surface Breaks. No i w Sea Witch (jak wskazuje tytuł), ale tutaj wbrew pozorom nie jest tak oczywiście i na jej właściwe pojawienie się trzeba będzie trochę poczekać. W The Surface Breaks wiedźmą jest przywódczyni krwiożerczych salek. W To Kill a Kingdom ekwiwalentem wiedźmy jest matka Liry - bohaterka nie prosi o przemianę, nie, ta przemiana ma być dla niej karą. Lira zdecydowanie nie chce zamieniać ogona na nogi, ale matka wysyła ją na ląd za nieposłuszeństwo. I to w jasno sprecyzowanym celu - ma zabić księcia, który poluje na syreny.
No dobrze, sama wizyta u wiedźmy morskiej to właściwie pestka przy tym, na co później Syrenka się godzi, by móc spotkać jeszcze raz księcia. Oddanie głosu? Nieznośny ból przy każdym kroku? Zamiana w morską pianę, jeśli książę się w niej nie zakocha? To wszystko dla mężczyzny, którego widziała raz w życiu, z którym nie zamieniła ani słowa?
A głos - głos jest dla Syrenki przecież wyjątkowo ważny. Nasza bohaterka pięknie śpiewa, razem z głosem wiedźma morska zabiera jej talent i sposób wyrazu. Zabiera jej niemal wszystko. Bo chociaż wiedźma twierdzi, że uroda i wdzięk wystarczą Syrence, by oczarować księcia, to my wiemy, że tak nie będzie.
Syrenka mnie w tym momencie właściwie bardzo rozczula. Biedactwo. Nieszczęsne zakochane biedactwo. Odważne i zdecydowane, ale takie naiwne.
Właściwie nie zawsze kara jest tak dotkliwa. Nie zawsze też wiedźma jest potrzebna. Bywa, że Syrenka radzi sobie sama z przemianą - wtedy też trzeba jednak zapłacić cenę, zazwyczaj… zabić człowieka. O, a mówiłam, że syreny bywają niebezpieczne?
Całuj ją
Syrenka nie ma łatwo. Stopy bolą ją nieznośnie, nie może mówić… i do tego jest postawiona przed wcale nie tak prostym zadaniem - zamieni się w pianę morską, jeśli książę nie weźmie jej za żonę. Książę, który, w dodatku, w wielu wersjach kocha inną. Syrenko, Syrenko, w coś ty się wpakowała?
Czasem celem Syrenki od samego początku jest zabicie “księcia” - zgodnie z tym, co wcześniej pisałam o krwiożerczości syren. Czuć też w tym echo motywu, który pojawi się później - w końcu Syrenka pod koniec naprawdę dostanie do ręki sztylet, którym miałaby księcia pozbawić życia. Ale nie uprzedzajmy faktów.
Zazwyczaj jednak Syrenka w księciu jest zakochana i chce zdobyć jego miłość. I cóż, czasem nawet wydaje się, że może jej się udać. Syrenka jest ładna, urocza i książę zazwyczaj zaczyna pałać do niej jakąś sympatią. Ale… ale często nie traktuje jej do końca poważnie. Niema znajda wyciągnięta z morza może być dla księcia kochanką, nie żoną.
Jak to jest rozegrane w retellingach? Lubi ją, ale kocha kogoś innego. Albo nie może wciąż przejść do porządku dziennego nad śmiercią ukochanej. Może nawet Syrenkę na swój sposób kocha, ale ostatecznie wybiera kogoś innego. Podobnie jest u Andersena - książę właściwie jest Syrenką zainteresowany, ale ani myśli ją poślubić. Może to jest najtragiczniejsze - Syrenka cały czas ma nadzieję, a książę tak naprawdę bawi się jej uczuciami. Jest dla niego takim miłym zwierzątkiem, niczym więcej.
Bo książę - fatalna ironia - jest zakochany w dziewczynie, która go uratowała. Syrenka zostawiła go na brzegu koło klasztoru, tam akcję ratunkową przejęła już młodziutka zakonnica. Książę jest zauroczony Syrenką, bo przypomina mu tamtą dziewczynę. A potem okazuje się, że dziewczyna nie była w klasztorze na stałe. Nie, wychowywała się tam tylko, jest księżniczką sąsiedniego państwa i w ramach politycznego mariażu ma zostać żoną księcia. On niby nie chce się żenić, ale potem ją natychmiast rozpoznaje - uratowała go, jest śliczna, a w dodatku umie mówić. Pozamiatane.
Swoją drogą ta dziewczyna, z którą książę ostatecznie bierze ślub, może być ciekawą postacią. Oczywiście w baśni nie odgrywa dużej roli, ale od czego są retellingi? Wykorzystuje to Carolyn Turgeon w Mermaid, w której księżniczka jest równie ważną postacią co Syrenka, ich narracje są prowadzone równolegle. To też ważna bohaterka w Wiedźmie morskiej, chociaż… w Wiedźmie morskiej te same postaci odgrywają równocześnie kilka baśniowych ról, zależy od tego, z której strony popatrzymy na fabułę…
Oczywiście bardzo łatwo dopisać Małej syrence happy end - wystarczy, żeby książę dostrzegł naszą bohaterkę. Jestem prawie pewna, że wcześniej oglądałam Disneya niż znałam Andersena. Pamiętam z dzieciństwa pewne zdziwienie - to Mała syrenka nie kończy się szczęśliwie?
Dusza nic nie mogła dać
Zazwyczaj nie jest tak różowo.
Jest jeszcze nadzieja dla Syrenki - z pomocą przychodzą jej siostry. Nasza bohaterka musi “tylko” zabić księcia, jego krew sprawi, że odrośnie jej ogon. Ale jak mogłaby to zrobić? Wchodzi nawet do jego kajuty, widzi go śpiącego razem z żoną… I nie potrafi, za bardzo go kocha.
Andersen baśń kończy więc smutno, a jednak daje jakieś ukojenie. Syrenka nie zmienia się w morską pianę, nie, staje się córą powietrza. Jeśli przez trzysta lat będzie czynić dobro, dostanie swoją nieśmiertelną duszę. Ma to być podobno jakiś substytut miłości, zwrócenie uwagi na to, że w życiu liczą się też inne rzeczy… Ale po wszystkich poświęceniach Syrenki brzmi to jak nędzna nagroda pocieszenia.
Szczęśliwie kończy się tak naprawdę tylko jeden retelling. Dwa rozwiązują sprawę klasyczne, z tym że w jednym z nich Syrenka nie staje się dobrotliwą córą powietrza, a zamienia się w krwiożerczą mścicielkę. Przechodzi jednak przemianę i znajduje jakiś sens. W jeszcze innym Syrenka oddaje życie za swoje dziecko, ale jej dusza żyje w kolejnych pokoleniach.
A na samym końcu… na samym końcu tej melancholijnej opowieści Andersen szantażuje swoich dziecięcych słuchaczy. Pisze, że czas próby cór powietrza skraca się o rok, gdy spotykają dobre, posłuszne dziecko. Gdy natrafiają na krnąbrne, wylewają łzy smutku i każda łza przedłuża ten czas o jeden dzień.
Och, Andersen, Andersen, wiem, że to bardzo pasuje do XIX-wiecznych metod wychowawczych, ale czy naprawdę chciałeś skończyć tę piękną baśń takim tanim chwytem?
RETELLINGI
To Kill a Kingdom, Alexandra Christo
To przygodowa wersja - dynamiczna, zabawna, całkiem wciągająca. Fabuła odwołuje się do Małej Syrenki (choć w nie bardzo oczywisty sposób), ale w klimacie opowieść jest zupełnie inna. Nie jest to w żaden sposób smutna opowieść o nieszczęśliwej miłości - nie, To Kill a Kingdom to raczej szalona morska przygoda, trochę w stylu Piratów z Karaibów. Podobało mi się, ale to nie była książka, którą zapamiętam na długo.
Moja ocena: 6,5/10
The Surface Breaks, Louise O’Neill
Louise O’Neill podchodzi do tematu w dość klasyczny sposób, wielu zmian i niespodzianek tu nie ma, Mała syrenka jest jednak u O’Neill bardzo feministyczna. No i widzicie, ja mogłabym feministyczną wersją baśni przywitać z otwartymi ramionami, ale O’Neill ma subtelność walca. Nie ma tu strony, na której nie mówiłoby się o męskim szowinizmie, o wtłaczaniu kobiet w wyznaczone role, o tym, że światem rządzą mężczyźni. Ja rozumiem, okej, ale O’Neill traktuje czytelnika jak kogoś bardzo nierozgarniętego, kogoś, komu trzeba łopatą ładować wszystko do głowy. The Surface Breaks robi się przez to po prostu męczące. Zakończenie trochę to wynagradza.
Moja ocena: 5/10
Monstrous Beauty, Elizabeth Fama
Tutaj dość oryginalne podejście - poza wątkiem Syrenki mamy osadzoną we współczesności historię Hester, która zaczyna grzebać w historii swojej rodziny i swojego miasteczka. Motywy z Małej Syrenki są tu raczej nieoczywiste, porozrzucane po fabule, trzeba je samemu znaleźć i połączyć… Ale są, a poza tym znajdziecie tu kilka morderstw, historyczne śledztwo i problemy współczesnej nastolatki. Pomysł był niezły i wciąż całkiem podoba mi się, co Fama zrobiła z baśnią, ale, powiedzmy sobie szczerze, bohaterowie są raczej papierowi, a książka mnie trochę nudziła.
Poza tym Syrenka ma tu na imię… Syrenka. Dosłownie tak, to jej imię, polskie Syrenka.
Moja ocena: 6/10
Wiedźma morska, Sarah Henning
To zdecydowanie mój ulubiony retelling z tych wszystkich - Henning bardzo fajnie gra fabułą Małej Syrenki. Niby podąża za nią dość wiernie, ale robi to tak, że bardzo długo trudno rozpracować motywy niektórych postaci, odszyfrować, kto jest kim w tej baśni. Dzięki temu można się czuć, jakby czytało się zupełnie, zupełnie nową historię. A to chyba w retellingach najważniejsze? No i przywiązałam się do bohaterów, przeżywałam i nawet sobie przy Wiedźmie morskiej popłakałam.
Powieść właśnie wyszła w Polsce! Nie za bardzo się spodziewałam, że ta książka przebije się na polski rynek, a tu proszę. Polecam! ;)
Moja ocena: 7,5/10
Mermaid, Carolyn Turgeon
Tak bardzo zwyczajnie, tak bardzo bez pomysłu. Turgeon wprawdzie postanawia dodać do opowieści nową, ciekawą perspektywę - narzeczonej, a później żony księcia. To jest faktycznie baśniowa postać, która ma retellingowy potencjał. A jednak… zabrakło tu czegoś. Poza tym to bardzo wierna adaptacja, niczym się niewyróżniająca. Dodanie nowej perspektywy nie uratowało Mermaid przed nijakością.
Moja ocena: 5/10
---
W ciągu pierwszych dwóch miesięcy tego roku na polskim rynku pojawiły się aż trzy baśniowe retellingi - oprócz wspomnianej Wiedźmy morskiej jeszcze Moc srebra Naomi Novik (Rumpelsztyk, choć nawiązania są dość luźne) i Marzycielki Jessie Burton (Stańcowane pantofelki). Całkiem niezły wynik!
Trochę w związku z tym myślę o tym, żeby teraz zabrać się za Rumpelstilskina, Rumpelsztyka albo za Stańcowane pantofelki. Zobaczę ;)
**Sprawdźcie też inne posty z serii MISJA RETELLING :) **
ultramaryna