Zdrajca tronu, Alwyn Hamilton
Tak się to robi!
Buntowniczka z pustyni była fajną przygodą. Akcja pędziła na złamanie karku, powieść wciągała, świat był barwny, a Hamilton ciekawie połączyła klimaty westernu i Księgi tysiąca i jednej nocy. Nie mogłam się jednak oprzeć wrażeniu, że w tym szalonym pędzie przez pustynię nie mamy dość czasu na pogłębienie opowieści, że miejscami to lub tamto nie do końca jest logiczne… Ale łatwo było o tych niedociągnięciach zapomnieć - w końcu bawiłam się naprawdę dobrze.
A przy Zdrajcy tronu bawiłam się jeszcze lepiej.
O, proszę. Tak można pisać kontynuacje młodzieżowego fantasy. Wciąż dzieje się dużo i szybko, ale mamy jakby trochę więcej czasu na rozwinięcie niektórych wątków. Bo wiecie, tempo akcji w Buntowniczce z pustyni było absolutnie szalone. Ledwo przyjęło się do wiadomości, że coś się wydarzyło, działo się coś zupełnie nowego. A w Zdrajcy tronu tempo jest wyraźnie wolniejsze - już tylko bardzo szybkie. Alwyn Hamilton udało się też przywiązać mnie do bohaterów, w końcu poczułam, że niektórych z nich poznałam trochę lepiej. Amani wciąż jest zadziorna i zabawna, chociaż (może niestety) nie jest już tą egoistką, która parła do celu, nie oglądając się na ludzi wokół siebie. Wiem, że to nie brzmi, jakbym opisywała pozytywną bohaterkę (i pewnie zresztą ewolucja była tu nieodzowna), ale trzeba było widzieć Amani w akcji w pierwszym tomie, No to Amani nauczyła się, że nie zostawia się przyjaciół w potrzebie, ale charakterek wciąż ma. I wciąż ją lubię.
Niebieskooka bandytka (ta prawdziwa!) trafia w sam środek terytorium wroga - do pałacu Sułtana. Musi nauczyć się grać w pałacowe gierki, tak, by a) przeżyć, b) dowiedzieć się, jak najwięcej o planach władcy, c) przekazać te informacje rebeliantom.
Podoba mi się, że w związku z takim rozwinięciem fabuły w Zdrajcy tronu poznajemy dość dobrze nasz czarny charakter. Rzecz rzadka w YA, a ja bardzo lubię, gdy możemy o antagoniście powiedzieć coś więcej niż to, że “jest zły”.
Alwyn Hamilton jak asy z rękawa wyciąga w odpowiednim momencie wątki, o których już zdążyłam zapomnieć. Kilka razy Zdrajca tronu mnie zaskoczył (choć może nie byłam dość czujna) - otwierałam szeroko oczy i czytałam jeszcze szybciej. Zresztą fabuła jest naprawdę fajnie i sprytnie poprowadzona. Jasne, Hamilton czerpie z dobrodziejstw gatunku i niezbyt sili się na oryginalność. Jeszcze w pierwszej części byłam trochę zawiedziona, gdy okazało się, że wszystko znowu rozbija się o grupę ludzi z różnymi supermocami. W Zdrajcy tronu schematów też nie brakuje, ale całość to tak zgrabna przygodówka, że nie bardzo one przeszkadzają. Jest lekko, przyjemnie i dowcipnie.
Według mnie drugi tom wprowadza serię na trochę nowy poziom. Buntowniczka z pustyni była fajna i wciągająca, ale nie wszystko było w niej udane. O Zdrajcy tronu mogę już powiedzieć, że to naprawdę porządna młodzieżówka. I zabawa przy tym przednia. Czytajcie, macie moje błogosławieństwo.
A teraz trzeci tom, proszę.
ultramaryna