"Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen
Film dopiero przede mną, a ekranizacja „Pożegnania z Afryką” jest powszechnie określana mianem melodramatu. I zastanawiam się właśnie, ile może ona mieć wspólnego z książką. Bo ta, uprzedzam od razu, nie ma w sobie zupełnie nic z romansu.
Karen Blixen, duńska baronowa, w Kenii przebywała w latach 1914-1931. Prowadziła farmę i plantację kawy u stóp gór Ngong. Możliwe, że jej obraz Afryki już się zdezaktualizował. W końcu przez tyle lat wiele musiało się zmienić, w końcu Kenia nie jest już kolonią brytyjską. Ale „Pożegnanie z Afryką” to dla mnie przede wszystkim opowieść o tamtejszych ludziach, ich zwyczajach i mentalności. Karen Blixen odnosi się do nich z wielką przyjaźnią, co jest naprawdę miłą odmianą po przerażającym obrazie nietolerancji w powieści Lessing „Trawa śpiewa”.
Przede wszystkim podoba mi się jak Karen Blixen pisze – gawędziarskim, cudownym stylem. Stworzyła taki ciepły, przyjemny klimat. Sprawiła, że jej farma wydaje mi się rajem i czuję wiele sympatii do opisywanych tu ludzi. Nie przez przesłodzenie, absolutnie nie, ale właśnie dzięki ciepłu, jakie bije z „Pożegnania z Afryką” i miłości autorki do tego swojego utraconego skrawka Afryki. Blixen podzieliła swoje dzieło na kilka części, których rozdziały są ze sobą powiązane tematycznie. Tylko część „Z pamiętnika emigranta” składa się z bardzo krótkich, oderwanych od siebie wspomnień. Niektóre z nich to prawdziwe perełki – niedługie, ale mądre, interesujące i zapadające w pamięć.
Mimo że autorka opisywała własne życie na farmie, wahałabym się przed nazwaniem tej książki autobiograficzną. Karen Blixen do Kenii przybyła z mężem i przez parę lat na farmie urzędowali razem. Dopiero w 1921 roku nastąpiła separacja, a ona zaczęłam prowadzić plantację sama. Mimo to autorka w książce o mężu w ogóle nie wspomina (choć to pewnie ma związek z tym, że książka została najpierw wydana pod męskim pseudonimem), a faktów z jej życia poznajemy niewiele. Dla mnie jest to więc książka nawet nie o Blixen, ale nade wszystko o Afryce. Tak, tak, a czytając czujemy się tak, jakbyśmy tam byli. To wspaniała, barwna i fascynująca podróż na ten gorący i egzotyczny dla nas, Europejczyków kontynent.
Ach, i czuję jeszcze ogromną sympatię do samej autorki. To nie tylko osoba silna i odważna, która przez wiele lat samotnie prowadziła farmę w sercu Afryki, a później robiła wszystko by ją uratować (niestety leżała zbyt wysoko, jak na plantację kawy i w końcu upadła). Nie tylko inteligentna i oczytana. Przede wszystkim Karen Blixen zrobiła na mnie wrażenie kogoś, kto ma w sobie ogromne pokłady ciepła i życzliwości. Kogoś, kto z łatwością obdarowuje ludzi przyjaźnią, kto potrafił tak niesamowicie zżyć się z Afryką i z tamtejszymi ludźmi.
Miło było przeczytać i myślę, że też miło będę tę książkę wspominać.
----------------------------------------
Kup “Pożegnanie z Afryką” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.
ultramaryna