Pochodnia w mroku, Sabaa Tahir

4 minuty czytania

Uch. Te okładki są złe.

Z Pochodnią w mroku niby wszystko jest w porządku. Fabuła jest dynamiczna i dobrze przemyślana, trzy narracje splatają się w całkiem ciekawą, bardzo dramatyczną opowieść. Jestem przekonana, że to książka, przy której wiele osób będzie się dobrze bawić.

Ale ja bawiłam się średnio.

Pisałam o Imperium ognia, że to taka mieszanka schematów typowych dla YA, ale że jest to mieszanka sprawna i udana. Może wyostrzył mi się od tego czasu zmysł krytyczny. Może przeczytałam jednak za dużo młodzieżówek, żeby się na takie buble nabierać. Albo Pochodnia w mroku jest po prostu gorsza od pierwszej części.

Dużo dzieje się już od pierwszej strony, ale i tak dla mnie to powieść nudnawa i niezbyt angażująca. Wszystko wydaje mi się blade i płaskie, światu i bohaterom brakuje pogłębienia. Tak, całkiem fajnie wychodzi Tahir klimat, arabska magia (dżule, ifryty) zaskakująco dobrze wypada w świecie przypominającym starożytny Rzym. Jak już pisałam, akcja jest dość dynamiczna, jest ogólnie bardzo brutalnie, krwawo i strasznie. Mogłabym się przejąć, gdybym tylko jakoś bardziej dbała o bohaterów.

Być może najbardziej irytował mnie w tym wszystkim wątek romantyczny. Dość wyraźnie tu widać, że Laia i Elias mają być ostatecznie razem. Ale wiecie, ta seria ma mieć aż cztery tomy. Co będziemy robić, jeśli zbyt wcześnie się zejdą? No więc najpierw trzeba wymyślić przeszkody, które sprawiają, że nasi bohaterowie nie mogą się pchać w tę relację, chociaż długo patrzą sobie w oczy, krótki dotyk wywołuje falę pożądania, wewnętrznie płoną i tak dalej, i tak dalej. A później musi do tego dojść trójkąt miłosny, taki najgorszego typu. Właściwie mamy tutaj czworokąt, względnie dwa trójkąty. Ale ja spokojnie mogę znieść sytuację na linii Laia-Elias-Helena. Elias się skłania ku Lai, to jasne. Biedna Helena kocha Eliasa, ale jest we friendzonie. To jest przynajmniej klarowna sytuacja. Trudno mi było z Elias-Laia-Keenan. Laia przy jednym wzdycha, płonie rumieńcem i w ogóle och i ach. A potem pojawia się drugi i Laia wzdycha, płonie rumieńcem… Miałam sporo okazji do przewracania oczami.

Słowa “pochodnia w mroku” padają w powieści w kontekście Heleny i dokładnie tak jest, tym jest Helena dla tej książki, najjaśniejszym punktem. Nie tylko wydaje mi się najbardziej interesującą, nieoczywistą postacią z całej trójki, ale jej narracja (bo tak, dostała własne rozdziały!) pozwala poprowadzić powieść w nowym kierunku, pokazać inną perspektywę. Laia i Elias nie zawsze są w tym samym miejscu, ale główny cel mają wspólny - uwolnić Darina i nie dać się złapać. Helena próbuje sobie radzić z zupełnie innymi problemami (cóż, na przykład z tym, że ma zabić Eliasa) … Jeśli ta książka wywoływała we mnie jakieś większe emocje, to właściwie tylko przy jej wątku.

I jeszcze wyznanie, trochę na marginesie (ale prawie tak długie jak reszta recenzji). Przyznam, że ja po prostu strasznie nie lubię w młodzieżówkach takiej narracji jak u Saby Tahir - pierwszoosobowej w czasie teraźniejszym. Z jakiegoś powodu to dość typowy sposób pisania w YA, w każdym razie w literaturze młodzieżowej pojawia się zdecydowanie częściej. Powinnam na tej podstawie dokonywać wstępnej selekcji książek do przeczytania. Wiem, że to moje prywatne, bardzo specyficzne preferencje, jakieś osobiste zboczenie, ale nic na to nie poradzę. Od razu czuję niechęć, od razu mam mniejszą przyjemność z czytania. Autorzy young adult chyba chcą taką narracją sprawić wrażenie, że akcja toczy się właśnie tu i teraz. A mnie wydaje się, że wszystko przez to jest bardziej statyczne, nienaturalne, rozwleczone. “Odłożyłam książkę” czy “odkładam książkę”? To drugie brzmi, jakby czynność trwała znacznie dłużej. Być może to tylko irracjonalny uraz, ale tak już mam, ten rodzaj narracji kojarzy mi się z kiepskim, źle napisanym young adult. Nie zawsze tak jest*, ale jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że to taka moda, taka sztuczna maniera, którą w YA wykorzystuje się, bo autor(k)a nic innego ciekawego z językiem nie potrafi zrobić. W Imperium ognia też mi to przeszkadzało (bo mnie zawsze to przeszkadza, zawsze w młodzieżówkach), ale powieść mnie znacznie bardziej wciągnęła, więc potrafiłam to przeboleć. Pochodnia w mroku jest napisana kiepskim, nijakim językiem, przez który wszystko wydawało mi się bardzo papierowe, ale zastanawiam się, o ile lepiej by mi się czytało, gdyby Sabaa Tahir napisała swoją powieść w czasie przeszłym. Piszę to, bo chcę wytłumaczyć moją niechęć, chcę też, żebyście wzięli to moje zboczenie pod uwagę. Jeśli wam narracja w czasie teraźniejszym nie przeszkadza, to jest duża szansa, że będziecie się znacznie bardziej cieszyć tą książką.

Myślałam, że to tylko ja, ale jakiś czas temu Catus Geekus o tym pisał.

To jest ten moment, kiedy stwierdzam “ot, taka typowa młodzieżówka” i obojętnie wzruszam ramionami. Doskonale rozumiem, że Pochodnia w mroku może się podobać, tak jak mnie podoba się sporo podobnych książek, bo czasem ta “typowa młodzieżówka” jednak dla mnie ma coś w sobie i wciąga mnie na tyle, że potrafię wybaczyć jej tę typowość, tę jazdę przez schematy. Pochodnia w mroku dla mnie jednak zupełnie w tym chybiła. Powieści Saby Tahir ma całkiem nieźle wyważoną, dynamiczną akcję, jest pełna dramatycznych, łamiących serce (przynajmniej w założeniu) wydarzeń, ale dla mnie to wszystko jest jednak trochę zbyt płaskie, zbyt szablonowe, zbyt nudne.

* W tej chwili do głowy przychodzi mi tylko Zakazane życzenie Jessiki Khoury, które, co jak co, było napisane zaskakująco jak na YA barwnym językiem. Przyjmuję inne propozycje :D Oooch, Dotyk Julii jest oryginalnie napisany, ale i tak język tam mi się nie podobał (delikatnie rzecz ujmując).

ultramaryna