Na skróty. Maj 2015
W maju przeczytałam stosunkowo niewiele, na blogu napisałam tyle, co nic. A i tak parę razy miałam w tym miesiącu wrażenie, że książki zaczynają być naprawdę niebezpieczne - odciągają mnie, od tego, co powinnam lub MUSZĘ zrobić. Serio, czytanie to nie jest taka sobie niegroźna rozrywka. Teraz niestety chyba będę musiała wystrzegać się książek - mam plan pozdawać wszystkie egzaminy i zaliczyć ten rok… I nie mogę pozwolić, by czytanie mi w tym przeszkodziło. Zatem - książek nie ma, jest matematyka*.
A moje majowe lektury były prawdziwymi pożeraczami czasu:
Za ścianą, Sarah Waters
Sarah Waters nie zawodzi. Wiecie, to taka pisarka, która chyba zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, bawi się tymi samymi schematami. Przeczytałeś dwie jej powieści - z grubsza wiesz, czego spodziewać się po trzeciej. Będzie więc tajemnica, skomplikowana intryga i lesbijska miłość. Ale wszystko zależy od tego, jak się tymi schematami zagra. I hmm, Sarah Waters potrafi z podobnych składników za każdym razem stworzyć coś nowego. Akcja Za ścianą jest umiejscowiona w latach 20., krótko po zakończeniu I wojny światowej. Frances i jej matka nie są w stanie utrzymać dużej posiadłości i decydują się na radykalny (jak na ich pozycję społeczną) krok - postanawiają pzyjąć lokatorów. I tak w ich życiu pojawiają się państwo Barberowie. Dzielenie domu przez dwie rodziny doprowadzi do nieoczekiwanych konsekwencji… W Za ścianą nie ma może aż tak dramatycznych zwrotów akcji jak na przykład w Złodziejce, ale i tak akcja trzyma w ciągłym napięciu, intryga jest ciekawa (będzie trochę romansu, trochę kryminału), a Sarah Waters tworzy bardzo przekonujące sylwetki psychologiczne. Świetne czytadło.
Ja jestem Halderd, Elżbieta Cherezińska
Ja jestem Halderd miało być lepsze niż Saga Sigrun. I było. Wyjątkowo ciekawy portret niezwykłej kobiety. Halderd to z pewnością postać bardziej interesująca i niejednoznaczna niż Sigrun, cała powieść jest zresztą znacznie mroczniejsza. Cherezińska bardzo przekonująco kreśli obraz czasów Wikingów, chociaż nie jest to może powieść bardzo drobiazgowa pod względem historycznym. Na pierwszym planie jednak jest bohaterka, kobieta, która stara się sobie radzić w zdominowanym przez mężczyzn świecie. Halderd wyznacza sobie własne cele i potrafi, nawet na przekór całemu śwatu, iść wybraną drogą. Właściwie Ja jestem Halderd i Saga Sigrun rozgrywają się mniej więcej w tym samym czasie - dlatego też niektóre wydarzenia się “dublują”, ale tym razem poznajemy je z perspektywy Halderd, co czasem zupełnie zmienia ich wydźwięk.
Seria Szklany tron, Sarah J. Maas
Przeczytałam Szklany tron i dokładnie wiedziałam, co mam o tej książce napisać. Miałam się tu powyżywać - że czytanie YA zaprowadziło mnie w końcu na literackie manowce, że to takie słabe i głupie, że Celaena jest klasyczną Mary Sue (podtrzymuję: zrobiłam jej nawet internetowy test na marysuizm; wyszedł najwyższy poziom -.-). Naprawdę, pierwszy tom był kiepski, Celeana wydała mi się strasznie niespójną i nieprawdopodobną postacią, a ja parę razy prychałam z myślą “znowu?“. No dobrze, bawiłam się nieźle. Czytało się świetnie i książka była całkiem śmieszna - czasem celowo, czasem mnie bawiła, bo wydawała mi się głupia. A potem, a potem… przeczytałam drugi tom (nie pytajcie, wciąż nie wiem, dlaczego to zrobiłam) i dam, dam, dam, dam… Wkręciłam się. Jasne, nadal cała seria to książki, które klasyfikuję jako “takie tam głupoty”, ale… Ale Korona w mroku była bez porównania lepsza niż Szklany tron. Naprawdę, duuużo lepsza i właściwie wciąż jestem zaskoczona tym podwyższeniem poziomu. Nagle zaczęło się coś dziać, Celaena stała się znacznie bardziej wiarygodną Mary Sue (wiem, to nie ma sensu, musicie uwierzyć na słowo) i okazało się, że seria to naprawdę przyzwoite fantasy z nieźle wykreowanym, spójnym i dość bogatym światem (w pierwszym tomie raczej nic na to nie wskazywało). Wciągnęłam się, wciągnęłam się na amen. I tak, trzecia część, Heir of Fire też była fajna. A ja mam nową głupią młodzieżową serię do jarania się. Czekam niecierpliwie na czwarty tom, wychodzi po angielsku we wrześniu.
* Ech, taki dramatyczny początek, ale żyć tak całkiem bez książek się przecież nie da. Teraz - Middlesex Eugenidesa.
ultramaryna