Na skróty. Grudzień 2017

4 minuty czytania

O, już tęsknię za Świętami (albo za świątecznym wolnym). Teraz? Praca, zbliżająca się sesja. Ale tak, zawsze trochę czytania.

Kolej podziemna, Colson Whitehead

Głośna Kolej podziemna, która zdobyła tyle nagród.
Podoba mi się koncept Whiteheada - to, żeby kolej podziemną (sieć pomocy dla czarnych niewolników w XIX w.) potraktować dosłownie. Żeby pokazać tu zupełnie po prostu podziemną kolej - taką z pociągami, wydrążonymi tunelami, stacjami. Słyszałam opinie, że Whitehead w ten sposób manipuluje historią, ale przecież to chyba jasne, że to fikcja? Tylko że niezły pomysł jest tu punktem wyjścia dla dość przeciętnej powieści. Razem z Corą wędrujemy przez wiele stanów i obserwujemy wiele typów niewolnictwa, wiele sposobów na upodlenie człowieka. Obraz daje do myślenia, ale równocześnie jest Kolej podziemna jakaś taka… sucha, Cora przechodzi przez piekło na ziemi, a ja czułam się od jej przeżyć całkowicie oderwana. To absolutnie nie jest zła powieść, ale nie potrafię znaleźć w niej nic, co by mnie zachwyciło.

Trzy mroczne korony, Kendare Blake

Czytanie nie szło, byłam zestresowana i zmęczona, więc w pewną grudniową niedzielę postanowiłam się zawinąć w kocyk i nic, tylko czytać jakieś głupotki. Trzy mroczne korony, które przeczytałam tego dnia od początku do końca, sprawdziły się doskonale, to była zacna niedziela. No przecież tego mi było trzeba - mrocznych przepowiedni, niezwykłych mocy, siostrobójczych walk o tron i wielkich miłosnych dram. Pomysł na powieść jest zresztą całkiem udany i intrygujący - bo oto mamy jakieś dziwne magiczne królestwo, w którym królowa zawsze rodzi trojaczki (i wtedy ustępuje z tronu). Każda z sióstr ma inny dar, a gdy dorastają, stają naprzeciw siebie w walce o tron. Ta, która przeżyje, zostaje królową.  No i oczywiście akcja zaczyna się na krótko przed kolejnym takim starciem. Czyta się to dobrze, wciąga może nie od razu, ale jak już wciąga, to całkiem porządnie. Drama jest przyzwoita, fabuła całkiem zgrabna, jest parę zwrotów akcji. Ten największy, z samego końca książki przewidziałam wprawdzie bardzo wcześnie, nie wiem, czy był bardzo widoczny, czy może ja nie powinnam się na początku książki złośliwie zastanawiać, co tu będzie wielkim plot twistem. Poza tym jest to ogólnie trochę niedopracowane. Mamy trzy główne tory akcji, ale perspektyw jest jeszcze więcej, a autorka chyba nie bardzo umie ciężar takiej narracji unieść, nie potrafi poradzić sobie ze spójną konstrukcją świata ani z poprowadzeniem bohaterów. Postacie drugoplanowe bywają wprawdzie całkiem ciekawe, ale dowiadujemy się o nich zbyt mało, by naprawdę je poznać i polubić. Autorce stara się unikać czerni i bieli, ale główne bohaterki i tak wypadają płasko i blado.
Werdykt? Wciągające, przyzwoite głupotki, ale niedopracowane i z wieloma wadami. Ale czy będę czytać drugi tom? Na pewno tak. Jestem jednak ciekawa, jak to się skończy.

Siła trucizny i Dotyk magii, Maria V. Snyder

To takie przeciętne, nieszczególnie mądre ani dobre fantasy, ale w pewnym momencie całkiem mnie wciągnęło. Język jest nijaki i prosty przez drut, świat schematyczny, ale fabuła wypada całkiem zgrabnie, a bohaterowie są wyraziści. No, a przynajmniej to wszystko w Sile trucizny. Przeczytałam pierwszą część bardzo szybko i, przyznaję, z dużą przyjemnością. Zaraz złapałam za drugi tom i miałam najszczerszą ochotę zbingować całą trylogię. Ale w pewnym momencie coś zaczęło szwankować. Sama nie wiem, czy _Dotyk magii _psuł się systematycznie od początku, czy wszystko siadło jakoś pod koniec. Fakt faktem, że Dotyk magii ma taki punkt, po którym spokojnie mógłby się skończyć (gdyby nieco pozmieniać). Nie kończy się, akcja toczy się dalej, a napięcie już leży i kwiczy. Poza tym mam wrażenie, że Maria V. Snyder po prostu nie wykorzystuje potencjału swojej opowieści, naprawdę niektóre wątki mogłyby zostać poprowadzone inaczej, nacisk mógłby być położony na coś innego. Byłoby ciekawiej. Drugą część i tak przeczytałam z przyjemnością i z rozpędu sięgnęłam od razu po trzecią. Po 10% uznałam, że zupełnie nie interesuje mnie, co będzie dalej. No to dziękuję bardzo, do widzenia.

Swoją drogą po przeczytaniu Siły trucizny weszłam na Goodreads, spojrzałam na najpopularniejszy cytat i… coś mi nie pasowało. Sprawdziłam i wychodzi na to, że w polskim tłumaczeniu, na pewno w e-booku, brakuje kilku kwestii dialogu! A skoro przypadkowo porównałam jeden fragment, to jaką mogę mieć pewność, że całe tłumaczenie nie jest tak zepsute?

The Bird and the Sword (Słowo i miecz), Amy Harmon

Czytałam w oryginale, ale książka niedługo wychodzi po polsku.
O, to było ładne. No dobrze, wiecie jak jest, dajcie mi baśniowe, romantyczne fantasy i pewnie mnie kupicie. Główna bohaterka włada taką magią, że jej słowa mają moc sprawczą. Z tym, że magia jest w królestwie zakazana, matka głównej bohaterki przez to ginie i przed śmiercią każe córce milczeć. I Lark milczy.
Słowo i miecz ma wyraźnie baśniowe wibracje, dzieje się dużo, a jednak jest w tej powieści jakiś spokój. Historia jest po prostu śliczna - wciągająca, smutna i radosna, dramatyczna, kiedy trzeba, do tego romans wypada bardzo dobrze. Nie jest Słowo i miecz całkiem bez wad, teraz mam zresztą mętne wrażenie, że ta książka nie zostanie w mojej głowie na długo… Ale czytanie było czystą przyjemnością.

Himalaistki, Mariusz Sepioło

Bardzo lubię czytać książki górskie (serio, wiem, że nie wszystkich przekonam, ale temat jest fascynujący, a bywa, że historię czyta się jak najlepszy thriller), ale ostatnio stwierdziłam, że chyba jednak trochę za bardzo kręcę się wokół złotej ery polskiego himalaizmu, muszę poszukać czegoś nowego. I zrobię to, natomiast Himalaistki wciąż są oczywiście o Polkach, do pewnego stopnia wypełniają jednak w mojej wiedzy jakąś lukę. Sepioło opowiada o polskich himalaistkach - najpierw o tych, które wspinały się kiedyś, później o tych, które robią to dzisiaj. Rozdziały są raczej krótkie, czyta się je dobrze, ale wszystko wydaje się trochę powierzchowne. Niewiele wiedziałam o współczesnych himalaistkach i cieszę się, że poznałam te nazwiska, ale… czytałam lepsze górskie książki.

Dlaczego w części “Kiedyś” nie ma rozdziałów o Annie Czerwińskiej i Krystynie Palmowskiej? Gdzieś wyczytałam, że nie zgodziły się na wywiady. Ale… no… strasznie mnie gryzie, że można napisać książkę o polskich himalaistkach, pomijając Czerwińską i Palmowską.

W GRUDNIU NA BLOGU TEŻ:

Czytelnicze podsumowanie 2017 roku

ultramaryna