Kuchnia osadników. O miłości, wędrówkach i jedzeniu, Yasmin Alibhai-Brown

3 minuty czytania

Yasmin Alibhai-Brown urodziła się w Kampali, w Ugandzie, w rodzinie induskiej. Jest muzułmanką, absolwentką Osfordu, brytyjską dziennikarką. Od lat mieszka w Anglii, gdzie trafiła, gdy w Ugandzie Azjaci przestali być mile widziani… Historia rodziny autorki to historia ludzi bez korzeni. A może raczej ludzi, którzy mają ich zbyt dużo? Jak bowiem budować swoją tożsamość, jeśli korzeni można się doszukiwać na trzech kontynentach, ale właściwie na żadnym z nich nie jest się u siebie? Alibhai-Brown ze swoim dziedzictwem mierzy się od lat i chyba właśnie z tego powodu powstała ta książka.

Przybyli z Indii do wschodniej Afryki w poszukiwaniu lepszego życia. I faktycznie - powodziło im się nieźle, zarabiali przede wszystkim na handlu. Niekoniecznie byli lubiani przez Afrykanów, ale, przynajmniej do pewnego momentu - akceptowani. Tworzyli w afrykańskich krajach bardzo ważną i liczną grupę społeczną, ale prawie się o nich nie mówiło i nie mówi. Dlaczego? Alibhai-Brown zauważa, że jest to lud, który nie lubi słowa pisanego, który wręcz się tego, co zapisane boi. Nie istnieją filmy opowiadające o naszym dawnym życiu. Azjaci z Afryki Wschodniej bali się słowa pisanego i nagrań, które, kiedy już powstaną, biorą cię w jasyr, zawłaszczają na zawsze[1]. Ale że autorka została też przesiąknięta eurpejskością i brytyjskością, to brak historii własnego ludu i własnej rodziny zaczął jej najwyraźniej doskwierać.  Kuchnia osadników jest sposobem na wypełnienie pewnej luki.

Powstała książka, która jest trochę autobiografią, trochę zbiorem wspomnień, trochę pozycją historyczną dotycząca Indusów w Afryce, a trochę książką kucharską. Stworzenie takiej hybrydy gatunkowej z pewnością łatwe nie jest, ale Alibhai-Brown się udaje - może dlatego, że czuć, że włożyła w tę książkę serce, że jest to dzieło bardzo osobiste, w całości powstałe dzięki jej, często niełatwym, doświadczeniom. Można się zastanawiać, czy nie za dużo tu wszystkiego - ale być może to był po prostu najlepszy sposób na pokazanie tej historii, na ciekawe i zapadające w pamięć omówienie losów afrykańskich Azjatów. Autorka chciała chyba przede wszystkim opowiedzieć o swojej rodzinie i swoich korzeniach, ale ta historia musiała zostać osadzona w pewnym kontekście. Stąd w Kuchni osadników także garść wiedzy typowo historycznej, także cytaty z innych (nielicznych) pozycji naukowych poruszających ten temat. A że historia nigdy nie jest zawieszona w próżni, to otrzymujemy też swego rodzaju podsumowanie z dzisiejszej perspektywy, trochę o pragnieniach i obawach autorki w zmieniającym się świecie, o wielokulturowej współczesnej Anglii.

A dlaczego w takiej książce Alibhai-Brown umieszcza tak wiele przepisów (po dodaniu zdjęć można by z nich stworzyć wypasioną książkę kucharską!)? Dlaczego właściwie Kuchnia osadników, skąd taki tytuł? Wydaje się, że kuchnia jest tym, co najbardziej łączy autorkę z rodzinną przeszłością, jedynym elementem, który na dobre spaja afrykańskich Azjatów w ich swoistej diasporze. Może kuchnia to jedyne, co tak naprawdę im pozostało, co wciąż jest wspólne dla wygnanych z Afryki Azjatów, co wciąż ich jakoś określa? Dlatego w tekst są wplecione przepisy - mnóstwo, mnóstwo przepisów. Najczęściej potrawy mają jakiś związek z tym, o czym Alibhai-Brown właśnie pisze, przypominają jakiś okres jej w życiu, kojarzą się z pewną sytuacją lub daną osobą. Bo przecież są to potrawy niosące ze sobą wspomnienia wspólnoty i ducha niepewnej przyszłości[2].

Przepisów jest mnóstwo - do wyboru, do koloru. Wiele z nich jednak wymaga zdobycia trudno dostępnych produktów, niektóre dania wyglądają na bardzo pracochłonne. Ale na pewno możecie, tak jak ja, przygotować khado - ciepły, bardzo słodki mleczny napój z migdałami i pistacjami (moja wersja była biedna i zadowoliłam się tylko tymi pierwszymi).

To dość specyficzna książka i może trafiają się także fragmenty mniej interesujące, ale całość wypada jednak bardzo ciekawie. Niewykluczone, że podtytuł i okładka mogą wprowadzić w błąd - one sugerowałyby mi raczej lekką, optymistyczną powieść dla kobiet. Kuchnia osadników to jednak zupełnie coś innego - bardzo bolesne rozliczenie się z własną historią i własnym dziedzictwem. Bogata, różnorodna opowieść, w której autorka zgrabnie przechodzi od ogółu do szczegółu - od historii całej społeczności, do losów swoich i swojej rodziny. Zatem tytuł jednak nie kłamie - będzie o życiu, więc i o miłości, o wędrówkach i oczywiście o jedzeniu. I będzie smakowicie, obiecuję.

-------------------
[1]Yasmin Alibhai-Brown, Kuchnia osadników. O miłości, wędrówkach i jedzeniu, przeł. Dobromira Jankowska, Wołowiec 2014, s. 22.
[2] Tamże, s. 25.

Książka dostępna na empik.com

ultramaryna