"Książę mgły" Carlos Ruiz Zafón

2 minuty czytania

Zafón wypracował już sobie taką pozycję, że każda książka podpisana jego nazwiskiem, cokolwiek by to nie było, sprzeda się jak świeże bułeczki. Nie jestem jego fanką – „Cień wiatru” mi się po prostu podobał, nic więcej. „Księcia mgły” czyta się, by znowu poczuć tę cudowną atmosferę, w nadziei ponownego zanurzenia się w onirycznym świecie prozy hiszpańskiego pisarza. Czy debiutancka powieść Zafóna spełni te oczekiwania? Pod pewnymi względami na pewno tak, bo ta książeczka ma w sobie specyficzny klimat, a magia dość zgrabnie przenika w niej do codzienności. A jednak „Książę mgły” jest po prostu dość nijaki.

Wszystko od początku zapowiada zbliżającą się przygodę. Maximilian Carver nagle oznajmia swojej rodzinie, że przeprowadzają się do odległego miasteczka nad Atlantykiem. Głównego bohatera, Maxa, decyzja ojca niezbyt cieszy. Jednak nowe miejsce zamieszkania niesie ze sobą wiele niespodzianek. Już sam dom ma swoją tragiczną historię. Podobnie jak wrak statku zatopionego wiele lat temu w pobliżu miasteczka. Rodzeństwo szybko też znajduje sobie towarzysza – Rolanda, który jest przybranym wnukiem starego latarnika.

Zafón pisze we wstępie, że chciał napisać powieść, która spodoba się czytelnikowi w każdym wieku. Trochę się przeliczył. „Książę mgły” jest książką z gruntu młodzieżową i to przeznaczoną raczej dla młodzieży młodszej. Pomysł zły nie jest. Tajemnica może się wydać całkiem intrygująca, a mroczny doktor Kain, który żąda strasznej zapłaty za spełnione życzenie, jest postacią ciekawą i nawet trochę przerażającą. Ale swego czasu naczytałam się już aż nadto tego typu opowieści. Z tym pomysłem (właściwie też niezbyt oryginalnym) dało się zrobić coś niezłego. Tymczasem „Książę mgły” niczym się nie wybija. Może tylko zakończeniem. Nie ma tu typowego dla takich historyjek happy endu. Książka kończy się raczej słodko-gorzko. I za to mogę postawić plusa.

Najciekawsze były historie latarnika, Victora Kraya. W nich ujawniał się cały potencjał tej powieści – magia, tajemnica, intrygująca i tragiczna przeszłość. Ale gdy tylko wracałam do Maxa, Alicji i Rolanda, nie mogłam zapomnieć, jakie to wszystko naiwne i proste, jak płascy są bohaterowie, jak zwyczajny i wręcz nieciekawy jest język. Niemal każdy element tej książki ma coś wspólnego z zagadką, która pochłania głównych bohaterów. To upraszcza fabułę, książka staje się wręcz banalna. Natomiast jest w niej wiele niesamowitych, działających na wyobraźnię obrazów. Zafón faktycznie potrafi stworzyć niezwykłą, nieco mroczną atmosferę („mgła” w tytule, jak i okładka są bardzo odpowiednie). Jeśli coś zostanie w mojej pamięci po tej lekturze, to może takie pojedyncze obrazki: ogród pełen ruchomych posągów, straszna twarz klauna, wrak statku zatopiony w głębinach morza, czy cmentarz w miasteczku wraz z pewnym pustym grobowcem.

Nie, nie twierdzę, że „Książę mgły” to książka zła. Jest poprawna. Nie zgrzytałam przy niej zębami, a nawet dostałam od niej trochę przyjemności. Ale to była lekturka na jeden raz. Przeczytałam szybko, a jeszcze szybciej zapomnę. Czyta się to bardzo przyjemnie, byłam nawet zainteresowana historią i rozwojem wydarzeń. Ale to mało, bo „Książę mgły” jest po prostu do bólu przeciętny.

------------------------------
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Muza.
Kup “Księcia Mgły” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna