Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl, Javier Marías
W ramionach głównego bohatera umiera jego niedoszła kochanka. Marta nagle czuje się słabo, a Victor obserwuje jak w ciągu kilku minut, niespodziewanie, ucieka z niej życie. I wymyka się z jej domu, bo cóż, jest tam, a nie powinno go być (mąż Marty przebywa na delegacji w Londynie), był przy śmierci kobiety, którą ledwo znał, był tam przypadkowo, jakimś głupim zrządzeniem losu. Ale ta noc, noc śmierci Marty, będzie go jeszcze długo prześladować i nawiedzać, ta śmierć, śmierć nagła, dziwna i niepotrzebna, której był świadkiem, nie da mu spokoju.
Taki opis początku powieści, mógłby zwiastować niemal sensacyjne rozwinięcie akcji. Ale nie - fabuła Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl jest bardzo prosta, a zresztą wydarzenia stanowią tylko jedną, najbardziej zewenętrzną, warstwę książki. Krótka, w gruncie rzeczy, historia została obudowana licznymi dygresjami i przemyśleniami bohatera. Marías tworzy coś na kształt strumienia świadomości - prześwietla, płynące nieprzerwanym nurtem, myśli Victora. Każde wydarzenie wywołuje ciąg skojarzeń, każdy gest przyzywa jakieś myśli, każde słowo może zostać dogłębnie przeanalizowane. Najwięcej być może dzieje się zatem w głowie narratora - jesteśmy z nim ciągle, podążamy za jego tokiem rozumowania, płyniemy z nurtem myśli. Długie, rozbudowane zdania, akapity i rodziały stawiają opór i męczą, ale też zmuszają do dalszego czytania. W tej trudnej prozie jest coś hipnotyzującego.
Jakże mało zostaje po każdym człowieku w czasie zbytecznym jak śliski śnieg, jakże mało wiadomo, a z tego, co tak mało wiadomo, tak wiele się przemilcza, a z tego, czego się nie przemilcza, pamięta się poźniej znikomą część i krótko: póki podróżujemy ku naszemu rozpłynięciu się w niebyt, by jedynie błąkać się po stronie pleców albo z odwrotnej strony tego czasu, gdzie ani już myśli żadnych, ani pożegnania żadnego*.
Słowa i myśli się powtarzają, historia zapętla. Niektóre zdania pojawią się dwa razy, inne będą wracać niczym refren. Tak jak tytułowy cytat z Ryszarda III Szekspira: Jutro w czas biwy o mnie myśl i niech wypadnie tępy miecz z twej ręki: rozpaczaj i giń. I to zdanie potem tłucze się gdzieś po głowie, zostaje z czytelnikiem. A przecież nie są to jedyne słowa powieści, które zapadają w pamięć i burzą myśli… Choć może potem zostaje już tylko ten podskórny niepokój, wewnętrzne drżenie spowodowane kwestiami poruszanymi przez Maríasa. Przecież to powieść o rzeczach najważniejszych, o sprawach ostatecznych. Niełatwo jest narratorowi wymazać z pamięci tę noc, tę straszną i dziwną noc; śmierć Marty wywołuje w Victorze myśli o roli przypadku w życiu, o decyzjach, o tym, co się stało, a czego się nie odwróci, choć potem o tym się myśli i może chciałoby się coś w przeszłości zmienić… I tak, o śmierci oczywiście, o śmierci może głupiej, może przypadkowej, o trudach zrozumienia tego przejścia “na drugą stronę”, o tym, co po zmarłych zostaje. Niewiele…
Może przez prozę Maríasa trzeba się czasem wręcz przedzierać, może sensów trzeba szukać w zdaniach, które wydają się ciągnąć w nieskończoność, może na rozwiązania, na kolejne wydarzenia czeka się nieznośnie długo. Ale Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl jest warte tego wysiłku. Marías nie tylko doskonale pisze, ale też bardzo często trafia w sedno, w czułe miejsce, daje do myślenia i z tymi myślami, trochę natrętnymi i nieprzyjemnymi, zostaje się jeszcze długo po przeczytaniu.
---------------
* Javier Marías, Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl, przeł. Carlos Marrodan Casas, s. 412-413.
ultramaryna