Imperium ognia, Sabaa Tahir
Zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie stale rośnie. Dziadkowie Lai zostają zabici, jej brat aresztowany. Sama Laia ucieka i ta ucieczka będzie ją potem wciąż prześladować. Nie mogła nic zrobić, a jednak nie potrafi sobie wybaczyć zostawienia Darina. Nagle zresztą dziewczyna zostaje sama na świecie, ma zatem jeden cel - uratować brata. I dlatego właśnie wkrótce podejmuje się samobójczej misji - jako niewolnica ma dla ruchu oporu szpiegować komendantkę szkoły wojskowej. Tej szkoły wojskowej, którą właśnie ma skończyć Elias. Elias wkrótce zostanie Maską - i czuje, że jeśli teraz czegoś nie zrobi, zaraz na zawsze straci wolność (o ile kiedykolwiek ją miał…). Chłopaka ogarniają wątpliwości, czy naprawdę chce podążać drogą, którą mu już dawno wyznaczono i czy zgadza się z zasadami, które panują w jego świecie…
Sabaa Tahir w swojej powieści wykorzystuje trochę schematów typowych dla młodzieżowej fantastyki - ale robi to tak zgrabnie i sprytnie, że w ogóle się tego nie czuje, w ogóle to nie przeszkadza. Są więc uciskane ludy w złym Imperium, jest system, z którego trudno się wyzwolić, są nawet zawody na śmierć i życie (a kto wygra, ten zostanie Imperatorem), są w końcu nasi bohaterowie z dwóch zupełnie różnych światów, którzy oczywiście się spotkają i… I wiecie, co będzie. Ale Sabaa Tahir te ograne w młodzieżówkach motywy łączy z zaskakującą świeżością i lekkością, obudowuje je czymś swoim, robi z tego wszystkiego bardzo strawną, udaną mieszankę.
Nasi bohaterowie zostają wrzuceni do brutalnego, okrutnego świata. Świata, w którym życie ludzkie ma bardzo niewielką wartość. Kolejne kartki przewraca się więc z drżeniem i w szalonym tempie - bo, kto wie, jakie straszne rzeczy mogą się zaraz wydarzyć… A jak radzi sobie Tahir z samymi bohaterami? W centrum są oczywiście Laia i Elias, którzy na przemian prowadzą narrację. I powiedziałabym, że Eliasowi czegoś niestety brakuje jako postaci, trochę jest nudny, bezbarwny. Zdecydowanie lepiej udały się Tahir postacie kobiece. Laia jest naprawdę świetna - ona wciąż śmiertelnie się boi, ale do przodu pcha ją ogromna determinacja. Ma jakieś kompleksy w stosunku do nieżyjącej już matki - cały czas twierdzi, że nie dorównuje jej siłą i odwagą. Ale kropla drąży skałę - Laia może się bać, może mieć w sobie duże pokłady niepewności i delikatności, ale ona wciąż, mimo tego strachu, działa i to działanie przynosi efekty. I chyba wcale nie brakuje jej odwagi… Ciekawy jest też drugi plan, który jednak wciąż czeka na rozwinięcie. Intryguje przede wszystkim Komendantka, matka Eliasa, kobieta zimna, nieprzystępna i okrutna, która kryje jakieś tajemnice… Ach, a syna serdecznie nienawidzi i ta nienawiść sięga czegoś głębszego, ale na poznanie bliżej Komendantki będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Podoba mi się też Helena, przyjaciółka Eliasa, Obowiązkowa, honorowa i pozornie zimna, ale…
A to wszystko w świecie ewidentnie stylizowanym na starożytny Rzym. Elementy fantastyczne zostały za to zaczerpnięte z kręgu kultury arabskiej - dżiny, ghule, ifryty… Mogłoby się to gryźć, ale jakoś się nie gryzie. Ten świat jest ciekawy, ale wciąż czeka na pewne rozwinięcie, które, mam nadzieję, dostaniemy w następnych tomach.
Niestety polska okładka jest tak brzydka, że książkę najchętniej obłożyłabym jakimś papierem, żeby nie musieć na nią patrzeć. Dobrze, że kojarzyłam tę powieść na długo przed polską premierą, bo inaczej pewnie bym jej kijem nie tknęła… A byłaby to ogromna szkoda, bo spędziłam z tą powieścią bardzo przyjemne chwile - Imperium ognia jest szalenie wciągające i pełne emocji, a tę historię się po prostu pochłania. Jestem przekonana, że, gdy pojawi się drugi tom, wrócę do Eliasa i Lai.
----------------
Książkę kupicie na BookMaster.pl
ultramaryna