"Dług. Rozrachunek z ciemną stroną bogactwa" Margaret Atwood

2 minuty czytania

W pięciu esejach Atwood, w dużej mierze zainspirowana zastraszającymi wiadomościami o światowym kryzysie, stara się szczegółowo omówić pojęcie długu i odpowiedzieć na wiele ciekawych pytań, dotyczących tego zagadnienia. Zastanawia się, czy branie i udzielanie kredytów jest grzechem. Przypomina, że każdy dług (a wcale nie musi chodzić o pieniądze!) ma wyznaczony termin spłaty. Rozważa znaczenie odkupienia i odpłaty, a także przywołuje dzieła literackie związane z długiem.

Szczera prawda jest taka, że od początku myślałam, że to nie mój temat. Dług? Zagadnienia ekonomiczne zupełnie mnie nie interesują. Toteż prawdziwym dla mnie błogosławieństwem okazał się fakt, że Atwood rozpatruje tę kwestię z przeróżnych stron. Dług nie został tutaj sprowadzony jedynie do niespłaconej pożyczki. Równie ważny jest w książce dług moralny, czy dług wobec naszej planety, Ziemi. Autorka szuka odniesień w przeróżnych dziedzinach. Ekonomia jest tylko jedną z nich, równie ważna okazuje się literatura, mitologia, religia, historia, czy biologia. Nie brak też własnych doświadczeń życiowych autorki. Powstaje z tego dość ciekawy miszmasz, raz udany mniej, raz bardziej. W wielu przypadkach spostrzeżenia są interesujące, trafne i wnikliwe, a sama autorka daje popis swojej erudycji i udowadnia, że naprawdę wgłębiła się w temat. Czasem jednak zastanawiałam się, czy Atwood nie drąży tam, gdzie akurat drążyć nie trzeba. Niektóre wnioski zdawały mi się zbyt daleko posunięte i zbudowane w sposób uproszczony, przytoczone przykłady nie do końca związane z tematem. Trzeba jednak Atwood przyznać, że jej rozpatrzenie pojęcia długu jest szczegółowe, barwne i ciekawe. Są to teksty na wskroś współczesne i bardzo aktualne. A wszechstronne spojrzenie na tytułowe zagadnienie bardzo urozmaica lekturę.

Atwood kończy w bardzo pomysłowy sposób. Przenosi dickensowskiego Ebenezera Scrooge’a do współczesności. Nowsza wersja książkowego sknery i tym razem spotyka się z trzema duchami, które mają zmienić jego postrzeganie świata. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się ekologia, czemu w sumie trudno się dziwić. Wszak Atwood bierze aktywny udział w ochronie naszej planety. Ekologia i dług z pozoru niewiele mają wspólnego, więc na początku zdawało mi się, że autorka chce ten temat wepchnąć trochę na siłę, odbiegając równocześnie od głównej myśli. Ale Atwood zgrabnie konkluduje, że zaciągnęliśmy poważny dług u naszej planety. I nadejdzie czas, kiedy trzeba będzie go spłacić.

Jeszcze jedna sprawa. Może to drobnostka, ale naprawdę irytująca. Książka powstała jako ciąg wykładów, a autorka pisząc ją, miała przede wszystkim na uwadze słuchaczy. Z tego więc zapewne wynika niekończące powtarzanie się treści, wspominanie wcześniejszych tematów. Pod koniec każdego eseju Atwood informuje nas, czym zajmie się w kolejnym, na początku nowego zawsze przypomina, o czym pisała w poprzednim, a w ostatnim krótko streszcza wszystkie wcześniejsze. Dla czytelnika jest to po prostu męczące i denerwujące.

Nie powiedziałabym o tych esejach więcej niż „niezłe”, ale jest to z pewnością ciekawa, dająca do myślenia lektura. Atwood odważnie pokazuje, że każdy z nas ma długi do spłacenia.

----------
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Znak.

ultramaryna