Dobre serie, których... nigdy nie skończę

5 minut czytania

Jasne, że zaczęłam i porzuciłam wiele serii. Jeśli pierwsza część mi się nie podoba, to przecież nie będę czytać następnej. Czasem decyzja o porzuceniu przychodzi później - bo dopiero drugi lub trzeci tom mnie zawodzi. Albo dwudziesty (po Wnuczce do orzechów postanowiłam, że rozstaję się z Jeżycjadą, bo nie mogłam już jej znieść). Ale są też takie serie, których właściwie nigdy nie zdecydowałam się porzucić. Takie, które wciąż uważam za niezłe, dobre lub nawet świetne, a jednak nigdy ich nie skończę.

Dlaczego?

Bo oczywiście nie da się przeczytać wszystkiego. A ja tonę w książkach do przeczytania. Jeśli nie sięgnęłam po kontynuację w miarę szybko, to mogło się zdarzyć, że straciłam zainteresowanie. Jeśli straciłam zainteresowanie, to po pewnym czasie zapomniałam już, o co w ogóle chodziło w tym pierwszym tomie. Jeśli zapomniałam, to po co czytać, skoro mam mnóstwo innych rzeczy do przeczytania?

Ale aż mi trochę żal tych niektórych serii. Były niezłe, dobre, bardzo dobre. Może jednak po niektóre jeszcze sięgnę. Może. Raczej nie. Po inne?

Nie ma szans:

Millenium, Stieg Larsson (przeczytane: 2/3)
Pierwszy tom naprawdę mi się podobał. Drugi niby też, ale jakoś tak… bez szału. No i nigdy nie sięgnęłam po trzeci, tak wyszło. A teraz to nawet nie wiem, co się działo w drugim. Ups. Optymistycznie założę, że seria składa się z trzech książek - jakoś zawsze nieufnie traktuję dopisywanie tomów przez innego autora.
Cykl demoniczny, Peter V. Brett (1/5)
Przeczytałam kiedyś pierwszy tom tej sagi fantasy, Malowanego człowieka. Seria chyba jest dłuuuga (taka przynajmniej się wydaje, bo w Polsce każdą część rozbijają na dwie książki…). Na portalach czytelniczych mam Malowanego człowieka bardzo dobrze ocenionego. Ale czy coś z niego pamiętam? Nieee.

Diuna, Frank Herbert (2/6)
Właściwie czytałam chyba jedynkę i trójkę. Trójkę pierwszą. Mogę podziękować za to mojemu Tacie, który mi tę trójkę sprezentował kiedyś na Mikołaja. Diuny w empiku nie było, więc dostałam Dzieci Diuny (potem jakieś Święta i ten sam numer z Fundacją Asimova). Dwójkę, Mesjasza Diuny potem sama sobie dokupiłam, ale nigdy go nie czytałam. I ogólnie to już było daaawno. Nic nie pamiętam. Może powtórzyłabym sobie kiedyś Diunę?Jasne, akurat mi się uda.
Pan Lodowego Ogrodu, Jarosław Grzędowicz (1/4)
Dziwnie dobrze pamiętam etap rejonowy konkursu historycznego w gimnazjum. Nie wiem, jak to się stało, ale rozmawiałyśmy z historykiem o książkach, jakoś tak doszło do Pana Lodowego Ogrodu, powiedziałam, że czytałam tylko pierwszy tom. Pamiętam, że historyk zaoferował, że pożyczy mi drugi. Ale ten drugi to ja też miałam, tylko… no jakoś tak nie wyszło. Nie wyszło do tej pory. I nie wyjdzie.
Protektorat parasola, Gail Carriger (4/5)
To była taka głupiutka seria, ale świetnie się przy niej bawiłam. Piąty tom nigdy nie został wydany w Polsce (ale jak to tak, wydać cztery z pięciu?). Teraz może przeczytałabym w oryginale, ale wtedy nie czytałam jeszcze tak dużo po angielsku, więc karnie czekałam na polskie wydanie. Nie doczekałam się, zapomniałam, co się działo, straciłam zainteresowanie.

Pieśń lodu i ognia, George R.R. Martin (4/5)
Ekhem, nooo tak. Teraz mogą się na mnie posypać gromy. Doczytałam do Uczty dla wron. A Uczta dla wron jest moim zdaniem trochę słabsza. Nie słaba, na pewno nie, ale też nie tak wciągająca jak poprzednie części. I jakoś tak wyszło, że po Taniec ze smokami już nigdy nie sięgnęłam. Sama się dziwię, że nie skończyłam Gry o tron. Mój Tata (który już jakoś stał się drugoplanowym bohaterem tego postu, więc pociągnijmy to dalej) coś mi porządnie zaspoilował, bo był przekonany, że czytałam. Z serialem jestem na bieżąco i już przy serialu zostanę (nie bijcie).

Kusziel, Jacqueline Carey (2/4)
Tak w ogóle to tutaj główną bohaterką jest ekskluzywna prostytutka, która specjalizuje się w sado-maso. Tutaj następuje moje własne zdziwienie, co też ja czytałam. A czytałam i dobrze się bawiłam, to było szalenie wciągające, rozrywkowe fantasy. Utknęłam po drugim tomie. Aż mi żal tej dalszej dobrej zabawy, ale nic już nie pamiętam.

Osobliwy dom pani Peregrine, Ransom Riggs (1/3)
Całkiem mi się podobało. No właśnie - całkiem. I nawet kupiłam drugi tom! Ale jakoś potem nie miałam ochoty czytać i nie sądzę, by to się już zmieniło.

Opowieści z meekhańskiego pogranicza, Robert M. Wagner (2/4)
To było takie porządne fantasy. Przeczytałam pierwsze dwa tomy (te z właściwie opowiadaniami), ale dalej już nie dotarłam.

Jeszcze się łudzę:

Północna droga, Elżbieta Cherezińska (2/4)
O, bardzo dobrze mi się to czytało. Ale jakoś mi na razie nie po drodze z trzecim tomem.

Stare królestwo, Garth Nix (1/4)
Czytałam Sabriel całkiem niedawno. Podobała mi się, choć to nie była najbardziej wciągająca książka świata. Jakoś mi się nie spieszy do kolejnych części, ale seria Nixa wygląda na naprawdę wartościowe fantasy. I ostatnio nawet kupiłam za grosze dwójkę i trójkę (nadal mi się jednak nie spieszy). Przynajmniej mam ładną serię na półce.

Hyperion, Dan Simmons (2/4)
Łudzę się już od wielu lat. Ale Hyperion i Upadek Hyperiona to były zbyt dobre książki, by tak po prostu odrzucić czytanie kontynuacji! Tym bardziej, że to chyba nie jest bezpośrednia kontynuacja, może to, że nie pamiętam już za dużo z Hyperiona nie byłoby aż takim problemem.
Krucze pierścienie, Siri Pettersen (1/3)
Dziecko Odyna to było takie niezłe, rozrywkowe fantasy, nic specjalnego. Drugi tom nawet mam, nawet zaczynałam, ale odłożyłam, bo jakoś nie miałam ochoty.

Ostatnie imperium, Brandon Sanderson (2/3)
Znowu - nie bijcie! Ostatnie imperium mi się podoba, ale chyba nie aż tak, jak wszystkim wokół. To porządne, rozrywkowe fantasy. Przy pierwszym tomie świetnie się bawiłam, przy drugim trochę gorzej, naprawdę wciągnęłam się dopiero w końcówce. A to są takie wielkie książki! Niby mam zamiar skończyć, ale jakoś mi niespieszno do Bohatera wieków. Różnie może wyjść.
Kogo śmierć nie sięgnie, Hilary Mantel (2/3)
To jest właściwie jedna książka! Ale wydawnictwo postanowiło rozbić ją na trzy tomy. Strzał w stopę. W prozę Hilary Mantel trzeba się wbić, żeby zacząć się faktycznie interesować tym, co się dzieje. Dużo trudniej się wbijać, jeśli przerwa nastąpiła nie po końcu jednej części, ale ot tak, w środku książki. A ostatnio nawet kupiłam trzecią część… Obawiam się tylko, że jeśli Mantel dalej będzie się tak spieszyć z napisaniem kolejnej książki o Cromwellu, to tamtej serii też nie skończę.

Ale, ale, jest nadzieja! Jeszcze niedawno mogłabym tu zdecydowanie dodać serię o Peterze Grancie Bena Aaronovitcha, ale ja właśnie czytam drugi tom (to wszystko przez wznowienie w ładniejszych okładkach, przypomniałam sobie o tych książkach).
Możecie więc zacząć mnie teraz przekonywać. Którąś z tych serii jednak MUSZĘ skończyć?

Powodzenia.

ultramaryna