"Do latarni morskiej" Virginia Woolf
Któż potrafi tak jak Virginia Woolf opisać szczegółowo i prawdziwie każdą najprostszą chwilę i tak niesamowicie wgłębić się w psychikę, uczucia i myśli swoich bohaterów? „Do latarni morskiej” może nie jest najłatwiejszą pozycją, ale to istny majstersztyk.
Zbyt wiele się tu nie dzieje, a fabuła jest nad wyraz prosta: cała rodzina Ramsayów przebywa nad morzem wraz z kilkoma znajomymi. Najmłodszy z dzieci, James, marzy o wyprawie do latarni morskiej, czemu niestety może przeszkodzić zła pogoda.
I to na początek byłoby na tyle.
Virginia Woolf z powodzeniem stosuje strumień świadomości. Dzięki temu poznajemy wszystkie myśli, uczucia i chwilowe wrażenia bohaterów. A to czyni tę książkę prawdziwą. Autorce udało się uchwycić chwilę i uchwycić życie, podobnie jak w „Pani Dalloway”. Po przeczytaniu tych dwóch książek wiem, że warto czytać dalej - trudno mi z czymkolwiek porównać pisarstwo Woolf. Nie ma w „Do latarni morskiej” fascynujących wydarzeń czy nagłych zwrotów akcji. Jest natomiast łagodna gra na emocjach, jest spojrzenie na życie przez pryzmat chwili. Angielska pisarka osiągnęła w tym mistrzostwo. Udało się jej też na kartach tej powieści stworzyć prawdziwe, realistyczne postacie, ludzi z krwi i kości. W żadnym stopniu nie są, jak to często w powieściach bywa, zbiorem tych, czy innych cech. Dzięki temu, że poznajemy nie tylko ich najdrobniejsze myśli, ale także opinie o nich innych, stają się wielowymiarowi i niejednoznaczni.
„Do latarni morskiej” zostało podzielone na trzy części. Środkowa to niejaki przerywnik - jest pisana innym stylem, niż pozostałe i stanowi przede wszystkim refleksję nad mijającym czasem, nad nieuchronnością śmierci. Podział jest prosty, ale nadzwyczaj trafny.
To taka książka, w której jest tyle myśli, tyle spostrzeżeń, że można z niej czerpać pełnymi garściami. I wydaje mi się, że główne przesłanie można odbierać różnie, w zależności od punktu widzenia. Po pierwsze – panią Ramsay z powodzeniem można uznać właśnie za „latarnię”. Wskazuje drogę, prowadzi przez życie całą swoją rodzinę, wszystkie liczne dzieci. Jest drogowskazem i oparciem. Ale co się stanie, jeśli latarnia nagle zgaśnie? Jak poradzą sobie ci, którzy w dotychczasowym życiu kierowali się naprzód dzięki jej światłu? Poza tym, o czym wspomniałam już wcześniej, „Do latarni morskiej” jest rozmyślaniem nad mijającym czasem, nad przemijaniem. Bo w końcu czas biegnie tak szybko, że nie wiadomo, czy uda nam się osiągnąć swoje cele, dotrzeć do latarni morskiej.
Dochodzę do wniosku, że Virginia Woolf była osobą genialną. Jaką musiała być niezwykłą i wnikliwą obserwatorką! Jakżeż wrażliwą na każde doznanie, każdą chwilę i każdą, nawet pozornie nieistotną myśl pisarką! Całe szczęście, że pozostały nam odpryski tego geniuszu w postaci jej powieści.
ultramaryna