Daughter of the Forest (Córka lasu), Juliet Marillier

3 minuty czytania

O.
Przepadłam.
Ta powieść naprawdę ujęła mnie za serce.

Daughter of the Forest to piękna, romantyczna i bardzo nastrojowa opowieść;  historyczne fantasy z akcją osadzoną w Irlandii i Brytanii mniej więcej w IX w. Marillier garściami czerpie z baśni, irlandzkiego folkloru i dawnych irlandzkich wierzeń. I jak w każdej dobrej opowieści jest tu magia, miłość, poświęcenie i okrutnie trudne zadanie, które bohaterka będzie musiała wykonać.

Powieść wyraźnie nawiązuje do Sześciu łabędzi braci Grimm (albo, w wersji Andersena, Dzikich łabędzi). Juliet Marillier bardzo ściśle trzyma się oryginalnej ścieżki fabularnej. To właściwie dokładne odtworzenie tej baśni - tym razem żadnych sztuczek, żadnego przewrotnego traktowania elementów historii. Nie, dostajemy znaną już intrygę, ale znacznie bogatszą w szczegóły, ciekawszą i bardziej rozbudowaną. Zawsze jakoś wyjątkowo lubiłam Dzikie łabędzie, a Juliet Marillier tchnęła w tę opowieść życie. I to jest piękne - uwielbiam w retellingach eksperymentowanie z pierwowzorem, przewrotne zabawy z oryginalną fabułą, wykręcanie historii tak, by wciąż była to ta sama opowieść, a jednak, by była inna i wyjątkowa. A Marillier stawia na całkowitą prostotę i tą prostotą zachwyca. Można wiedzieć, co się stanie, co przynajmniej powinno stać, a mimo to czytać z zapartym tchem, czytać tak, jakby kartki parzyły. Bo przecież znamy tylko szkielet opowieści, wiemy co się wydarzy, ale nie wiemy jak.

Tak, to baśń. Piękna, wspaniała, magiczna. Pełna smutku i melancholii, ale też radosna. W końcu wszystko musi zmierzać do szczęśliwego zakończenia, prawda? Tylko że Marillier tę swoją baśń wypełnia bardziej realistycznymi szczegółami, wprowadza do niej prawdziwych ludzi i prawdziwe emocje. Daughter of the Forest zachowuje więc fabułę i nastrój oryginalnej opowieści, ale (przynajmniej do pewnego stopnia) rezygnuje z baśniowej schematyczności.

Real life is not quite as it is in the stories. In the old tales, bad things happen, and when the tale has unfolded and come to its triumphant conclusion, it is as if the bad things had never been. Life is not as simple as that, not quite.

Juliet Marillier, Daughter of the Forest, s. 637.

Bo zresztą Marillier po prostu umie pisać tak, że czytelnik (no, przynajmniej ja) odczuwa wszystko bardzo głęboko, że przeżywa czytanie naprawdę mocno. Daughter of the Forest naprawdę pozwala się przenieść do innego świata, jest tak plastycznie i prawdziwie napisana. Łatwo też identyfikować się z Sorchą, delikatną, ale pełną wewnętrznej siły Sorchą, odczuwać w czasie lektury to samo, co ona. Akcja potrafi być szalenie wciągająca, ale dajcie jej trochę czasu na rozkręcenie się. Marillier się nie spieszy, momentami może nawet tempo mogłoby być szybsze. Moje uwielbienie dla Daughter of the Forest było nagłe i niespodziewane - byłam zadowolona od samego początku, bo to piękna, bardzo nastrojowa powieść, ale pierwszą jedną trzecią książki czytałam jak na mnie naprawdę długo. Ale, gdy już byłam w połowie, nic mnie poza Daughter of the Forest nie obchodziło, wiedziałam, że będę czytać, póki nie skończę.

Daughter of the Forest - okładka

Naprawdę, idźcie i czytajcie. Pobawię się w marketingowca i, żeby zachęcić więcej osób, zrobię kilka porównań do szalenie popularnych w tej chwili autorek. Wydaje mi się, że powieść Marillier powinna spodobać się fankom Sary J. Maas (szczególnie Dworów) i Diany Gabaldon. Książki tych pisarek to wciągające romanse fantasy nawiązujące do folkloru z Wysp Brytyjskich, Maas i Marillier dodatkowo bazują na baśniach. Z drugiej strony myślę, że możecie polubić Daughter of the Forest, nawet jeśli Dwór cierni i róż albo Obca Was zawiodły (bo na przykład, tak jak ja, macie poczucie, że niebezpiecznie blisko im do harlequinów). Daughter of the Forest to według mnie po protu lepsza powieść. Tak, romans jest tu bardzo ważny, ale nie ma tu tanich chwytów i wszystko jest bardziej wyważone.

Czasem jakaś książka, pewnie nie najambitniejsza, pewnie wcale nie najlepsza pod słońcem, trafia do nas tak jak dawno żadna inna. Jeszcze nie wiem, czy to prawdziwa miłość, czy przejściowe zauroczenie, ale w tej chwili, przyznaję, jestem trochę w Daughter of the Forest zakochana. No i czuję, że jest szansa, że polubimy się z Juliet Marillier na dłużej; w końcu już zdążyłam zamówić jej dwie kolejne książki.
Wieść niesie, że Papierowy księżyc ma wydać Córkę lasu w tym roku. Trzymam kciuki.

ultramaryna