Wszystko, co lśni, Eleanor Catton
O, przeczytałam dobrą ksiażkę!
Nie wiem zupełnie nic o astrologii. W to że losy bohaterów są podporządkowane ruchom gwiazd i planet muszę uwierzyć autorce na słowo. I wierzę. Bo konstrukcja stworzona przez Eleanor Catton już na poziomie “ziemskim” jest tak misterna i tak dopracowana, że przestaję się czemukolwiek dziwić. Autorka odwzorowała mapę nieba nad Nową Zelandią w 1866 i akcja rozwija się w zgodzie z ruchami ciał niebieskich? Dlaczego nie, w końcu tu wszystko w tej powieści chodzi jak w szwajcarskim zegarku. Catton z niezwykłą precyzją tworzy swoją powieść - tak jakby układała bardzo skomplikowaną konstrukcję z maleńkich klocków. I każdy klocek jest ważny, każdy ma znaczenie, prawdopodobnie wyciągnięcie chociaż jednego mogłoby tę konstrukcję zburzyć.
Eleanor Catton świetnie odmalowuje Hokitika - szybko rozwijające się nowozelandzkie miasto zaludnione przez poszukiwaczy złota. Wszystko, co lśni to ciekawy portret ówczesnej obyczajowości i interesujący obraz gorączki złota w Nowej Zelandii. Jednak właściwie na poziomie fabularnym powieść jest przede wszystkim kryminałem. I jak w każdym szanującym się kryminale na początku pojawia się trup - tym razem jednak wygląda na to, że trup po prostu zachlał się na śmierć. Ale szybko okazuje się, że zmarły Crosbie Wells, rzekomo zwykły pijak i odludek, musiał mieć sporo tajemnic. W jego domu znaleziono po jego śmierci znaczną ilość złota. Po odbiór majątku wkrótce zjawia się żona zmarłego, chociaż do tej pory nikt nie wiedział, że Wells w ogóle miał jakąś rodzinę. Jakby tego było mało tej samej nocy, której umarł odludek Crosbie, na drodze znaleziono, odurzoną do nieprzytomności opium, miejską dziwkę, Annę Wetherell. Równocześnie całe miasto jest zelektryzowane wiadomością o tajemniczym zniknięciu Emery’ego Stainesa, najbogatszego człowieka w Hokitika… Wszystko to wygląda niepokojąco szczególnie dla tych, którzy w jakiś sposób są w te sprawy (tę sprawę?), choćby niechcąco, wplątani. Dlatego dwunastu mężczyzn postanawia odbyć tajne spotkanie w Hotelu Korona i przedyskutować wydarzenia ostatnich dni. Niespodziewanie w tym samym miejscu zjawia się także trzynasty mężczyzna - Walter Moody, który właśnie przybył do Hokitika.
Ale dość, więcej nie zdradzam. W końcu cała przyjemność w zgłębianiu tych zagadek, w odkrywaniu kolejnych warstw tej historii. Lubicie ciekawe, dobrze opowiedziane opowieści? Niekoniecznie te, których akcja pędzi w zawrotnym tempie, nie, chodzi mi o snute powoli i z dbałością historie, te rodem z dziewiętnastowiecznej powieści realistycznej. Jeśli tak, to Wszystko, co lśni jest dla was. Bo przede wszystkim to jest właśnie świetna historia, taka na długie wieczory. Taka, która może nie zmusi do zarwania nocy, ale taka, do której następnego dnia wraca się z prawdziwą przyjemnością. Na początku akcja płynie leniwie - wszystko jest przedstawiane z uwzględnieniem nawet najdrobniejszych szczegółów, a rozdziały są bardzo długie, wręcz rozwlekłe. Jednak one stopniowo się kurczą, a im są krótsze, tym napięcie staje się coraz większe. O ile na początku czyta się spokojnie, z przyjemnością, ale i pewnym rozleniwieniem, o tyle pod koniec można z pewnym zaskoczeniem stwierdzić, że niespodziewanie akcja przyspieszyła, rozpędziła się na dobre i oto, już, już zaraz powieść ma się kończyć. I nagle okazuje się, że ta wielka, leniwa powieść kończy się niemal za szybko! Rozdziały po prostu nikną w oczach, a czytelnik ma wrażenie, że jest jeszcze tak dużo do powiedzenia, a już brakuje miejsca, brakuje stron, zdań, liter…
Wszystko jest w tej powieści dopracowane do perfekcji. Od obrazu dziewiętnastowiecznego miasta poszukiwaczy złota, przez zagadkę kryminalną aż po kreacje bohaterów. Podczas czytania jest tak, jakby stopniowo rozsuwały się kolejne zasłony - coraz to dowiadujemy się czegoś nowego, dokładamy kolejny klocek do misternej konstrukcji. Po mistrzowsku Catton tworzy też gęstą siatkę powiązań pomiędzy licznymi postaciami. Żaden bohater, żaden element nie jest tu zawieszony w próżni. Każdy łączy się na wiele sposobów z innymi, każdy wchodzi z innymi w różnorakie relacje. Tak, właśnie tak jak ciała niebieskie.
Co więcej można napisać? To jest powieść tak świetnie skonstruowana, tak dobrze napisana, że aż lśni. Naprawdę.
ultramaryna