Six of Crows (Szóstka wron), Leigh Bardugo

4 minuty czytania

Trylogia Grisza Leigh Bardugo to taka seria, na którą mogłabym sobie narzekać i narzekać, po czym zupełnie szczerze stwierdziłabym, że to wszystko nieważne, bo i tak bardzo ją lubię. No to osadzone w tym samym świecie Six of Crows lubię jeszcze bardziej. A w dodatku tym razem zupełnie nie mam powodów do marudzenia.

Six of Crows to naładowana akcją, wypełniona ciekawymi postaciami, inteligentna opowieść o pewnym niemożliwym napadzie. I no dobra, co tu dużo mówić, Six of Crows było po prostu świetne.

Tym razem lądujemy gdzieś w ciemnych zaułkach Ketterdamu, portowym mieście w Kerchu, gdzie kwitnie handel. Tak, tak, o ile Ravka była “Rosją”, to Ketterdam jest ewidentnie “Amsterdamem”. Wśród ulicznych gangów i szemranych interesów jak ryba w wodzie czuje się Kaz Brekker, piekielnie inteligentny złodziej, który umacnia swoją pozycję jako jeden z najbardziej znanych przestępców w Ketterdamie. I Kaz właśnie otrzymuje zlecenie - ma się włamać do najlepiej strzeżonego miejsca na świecie, do więzienia w Ice Court. Celem jest uwolnienie więźnia, który jako jedyny zna recepturę substancji, która w nieprzewidywalny sposób wzmacnia moc Griszów. Coś takiego mogłoby zmienić układ sił na świecie i zagrozić interesom ketterdamskich kupców. Kaz długo się nie zastanawia, bo też w nagrodę za napad ma dostać zawrotną sumę pieniędzy… A Kaz jest chciwy i nie boi się niemożliwych zleceń. Zresztą, cytując Mikołaja z Griszy, zwykle, gdy ludzie mówią “niemożliwe”, mają na myśli “nieprawdopodobne”… No to Kaz teraz tylko potrzebuje ekipy, która będzie w stanie tego napadu dokonać.

Oczywiście ekipa się znajdzie i to właśnie ten zespół sprawia, że Six of Crows jest tak fajne i świeże. Leigh Bardugo wypełnia swoją powieść nietuzinkowymi, barwnymi postaciami i czystą frajdą jest obserwowanie, jak oni wszyscy się ze sobą ścierają, zawiązują mniej lub bardziej trwałe sojusze i przyjaźnie, jak dogryzają sobie, jak próbują się nawzajem pozabijać (albo raczej wmawiają sobie, że próbują), jak w końcu działają razem dla wspólnego (tak mniej więcej) celu. To nie są wielcy bohaterzy, którzy wyruszają na misję ratowania świata. To kryminaliści i Bardugo o tym nie zapomina. Prawdopodobnie szybko ich wszystkich polubicie (jak ich nie lubić?), ale każdy z nich ma swoje za uszami. Można zacząć dostrzegać w Kazie tego zranionego chłopca (który, tak, gdzieś tam jest), ale zaraz Bardugo przypomni Wam, jak bardzo on potrafi być równocześnie bezwzględny, chciwy i brutalny. I to jest świetne, bo Bardugo naprawdę wychodzą postacie niejednoznaczne, skomplikowane, wielowymiarowe. Najciekawszy w tym wszystkim jest chyba wciąż Kaz, przebiegły, genialny, cyniczny Kaz. Kaz, który potrafił stworzyć wspaniałą iluzję samego siebie, ale gdzieś w środku jest znacznie słabszy, niż ktokolwiek by przypuszczał. Mamy też Wylana (który jako jedyny nie ma swoich rozdziałów i w sumie nie jestem pewna, dlaczego) - syna bogatego kupca. Wylan ucieka z domu, by dołączyć do gangu i powody tej ucieczki długo pozostają tajemnicą. Jest Jesper, niepoprawny hazardzista o ciętym języku. Jest Nina, dowcipna, pełna życia, pewna siebie Grisza. Jest Matthias, honorowy Fjerdanin, który właśnie staje w sytuacji, w której będzie musiał zweryfikować swoje przekonania. Jest w końcu Inej, drobna i zwinna Inej, która porusza się jak Zjawa, co czyni ją świetnym szpiegiem. Prawdopodobnie każdy z nich ma jakieś życia na sumieniu, niektórzy wciąż mierzą się z mroczną przeszłością. Jak Inej, sprzedana w wieku czternastu lat do burdelu. Jak Kaz, który jako dziewięciolatek stracił kolejno rodziców i brata, po czym musiał nauczyć się radzić sobie zupełnie sam w brudnych zaułkach Ketterdamu.

“What’s the easiest way to steal a man’s wallet?”

“Knife to the throat?” asked Inej.

“Gun to the back?” said Jesper.

“Poison in his cup?” suggested Nina.

“You’re all horrible,” said Matthias.

Kaz rolled his eyes. “The easiest way to steal a man’s wallet is to tell him you’re going to steal his watch.”

Leigh Bardugo, Six of Crows, s. 135-136

 Zmieniłabym jedną rzecz w bohaterach - dodałabym każdemu z nich po kilka lat. Oni wszyscy mają chyba gdzieś koło siedemnastu, ale według mnie to, ile już przeszli, jak się zachowują i jak myślą, wskazywałoby na to, że są starsi. Szczególnie chyba Kaz - trochę trudno uwierzyć, że ten przestępczy geniusz, który zdążył już zresztą wyrobić sobie swego rodzaju kryminalną renomę ma dopiero siedemnaście lat. Rzecz jednak w tym, że Six of Crows to wciąż z założenia młodzieżówka (ale dość dorosła, brutalna) i chyba po prostu wiek bohaterów został dopasowany do wymagań gatunku (i rynku).

Materiały promocyjne. Szóstka to parzyście… Zatem tak, możecie się pobawić łączeniem w pary.

Leigh Bardugo z wyczuciem balansuje pięcioma narracjami. I robi to świetnie, wciąż popychając akcję do przodu, a równocześnie w odpowiednim momencie uzupełniając naszą wiedzę o przeszłości bohaterów. Te retrospekcje są bardzo potrzebne, by zrozumieć to, kim są tak naprawdę nasze Wrony…  Six of Crows ma więc świetnie wyważone tempo akcji, a intryga jest inteligentna i ekscytująca. Autorka nie tylko tworzy ciekawe psychologicznie sylwetki bohaterów, ale też prowadzi swoją historię tak, że nie da się od niej oderwać. Nie wszystkie informacje dostaniemy podane na tacy - Leigh Bardugo niektórych kart nie odkrywa przez bardzo długi czas, by w końcu, w odpowiednim momencie wyciągnąć asa z rękawa. Z Six of Crows jest jak z Kazem - nigdy do końca nie wiesz, co jeszcze ma w zanadrzu i co tak naprawdę planuje… Jest więc parę zaskoczeń, parę zwrotów akcji, jest też w końcu to okropne, okropne zakończenie. Książki w takich seriach powinno się wydawać hurtowo - bo ja mam teraz  niby czekać na kontynuację do września?!

Serio, Six of Crows to tak fajna i smaczna mieszanka akcji, romansu, humoru i magii, że nic, tylko czytać. A świat Leigh Bardugo wydaje się ciekawszy i bardziej złożony, teraz, gdy wyjrzeliśmy poza Ravkę. Zresztą rzeczywistość wypełniona tak świetnymi postaciami musi być interesująca.  Moi ulubieńcy to chyba Kaz i Inej (i razem, i każde z osobna), ale zaraz przypominam sobie, że przecież jest też na przykład Nina, a Nina po prostu wymiata. Ach, no i Matthias… Wszystkich ich lubię i nie mogę się po prostu doczekać drugiej części, Crooked Kingdom, bo Six of Crows okazało się rewelacyjną przygodą.

I teraz jeszcze mam nadzieję, że ktoś się zabierze za polskie wydanie.

ultramaryna