Piąta pora roku, N.K.Jemisin
Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia. I tak było ze mną i z Piątą porą roku.
Już początek jest mocny i intrygujący, ale potem… Potem jest jeszcze lepiej. Powieść N.K. Jemisin przekonuje coraz bardziej z każdą stroną. Dla mnie to fabularny majstersztyk - chyba dawno nie czytałam tak dobrze przemyślanej i skonstruowanej powieści fantasy.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi (i to akurat całkiem dosłownie!), a potem napięcie stale rośnie*.
Oto i nadszedł koniec świata. Tym razem naprawdę.
Końce świata w Bezruchu zdarzają się tak na sto, dwieście lat, nikt się nie dziwi. Nazywa się je Sezonami, piątą porą roku. Ziemia w Bezruchu drży niemal nieustannie. Trzęsienia ziemi i tsunami to chleb powszedni. Zdarzają się więc kataklizmy tak wielkie, że zupełnie paraliżują społeczeństwo. Ludzie i na to, na kolejny Sezon są, lepiej lub gorzej, przygotowani. Przetrwają najsilniejsi, ci najbardziej zapobiegawczy. Jak zawsze. Ale jeśli tym razem piąta pora roku będzie trwała nie dwa lata, nie dziesięć, nie dwadzieścia? Jeśli nigdy się nie skończy?
W czasie, gdy w Yumenes pęka ziemia, na pół pęka też życie Essun. Znajduje w domu martwego trzyletniego synka. Jej mąż, który dziecko najprawdopodobniej zamordował, zniknął razem ze starszą córką. Po kilku dniach rozpaczy kobieta postanawia działać. Wyrusza ze swojej Wspólnoty i w pogrążonym w chaosie świecie szuka córki.
Taki mamy początek. Taki jest jeden z początków. Bo szybko odkrywamy, że historia się dzieli, że fabuła ma trzy odnogi. Essun jest tylko jedną z nich. Jest też mała Damaya, która właśnie odkrywa, że ma moc górotwórstwa. Jest Sjen, która wybiera się na misję z wyjątkowo irytującym towarzyszem. Te trzy narracje zdają się bardzo odległe - może się wydawać, że nie mają ze sobą nic wspólnego, że nie łączy je żadna fabularna nić. Ale poczekajcie tylko, aż Jemisin zacznie te wątki splatać! Bardzo lubię ten sposób prowadzenia fabuły - stopniowo odkrywamy kolejne elementy, rozplątujemy zawiłe fabularne wątki, dostrzegamy połączenia. Piąta pora roku to błyskotliwa fabularna układanka - dopiero pod koniec mamy pełny obraz tego, co się wydarzyło, wtedy też zaczynamy dostrzegać wszystkie zależności, wszystkie fragmenty tych puzzli. Dzięki temu Piąta pora roku jest szalenie satysfakcjonującą lekturą - po skończeniu nie da się nie spojrzeć w tył i nie zauważyć, jak świetnie przemyślana to powieść, nie da się nie docenić literackiej zręczności Jemisin. A razem z fabułą umiejętnie budowane jest też napięcie. Wciągałam się coraz bardziej z każdą stroną, emocje narastały we mnie z każdym rozdziałem.
I duża w tym oczywiście zasługa tego, jak Jemisin prowadzi swoich bohaterów. Nie ustawia swoich postaci po dwóch stronach barykady, nie dzieli na złych i dobrych, nie, udaje jej się nakreślić bardzo wiarygodne i złożone sylwetki bohaterów. To postacie z krwi i kości, które stają przed poważnymi, realnymi trudnościami. W fantastycznym świecie Jemisin wyraźnie odbijają się nasze problemy, społeczne sytuacje z naszego świata przekładają się na to, z czym muszą mierzyć się bohaterki. Trudno powiedzieć, czy świat Jemisin to zupełnie nowa rzeczywistość, czy też przeobrażona Ziemia - w przyszłości, zniszczona, pęknięta, kipiąca znacznie większą niż teraz energią. To zresztą bardzo pesymistyczna wizja, jest w niej jakieś poczucie beznadziei, jest wrażenie, że ten świat nie może naszym bohaterom zaoferować niczego dobrego… Jemisin pomysłowo i ze skrupulatnością tworzy swoją rzeczywistość - zostajemy wrzuceni od razu w sam jej środek i stopniowe odkrywanie jej złożoności okazuje się sporą przyjemnością.
Piąta pora roku zdobyła nagrodę Hugo i słusznie, bo to po prostu znakomita powieść. Nie tylko doskonale skonstruowana - przy tym (choć w sumie została poskładana ze znanych elementów) jest świeża, na swój sposób oryginalna. Świetne kreacje bohaterów, inteligentna fabuła i intrygujące pomysły składają się na fantastykę najwyższej próby. A napięcie, które Jemisin buduje… Urwane zakończenie okazuje się prawdziwą udręką. Czekam na drugi tom.
Niecierpliwie, bardzo niecierpliwie.
*Wiecie, to taki strasznie już wyeksploatowany cytat i jestem pewna, że ja sama używam go nie pierwszy raz w recenzji, ale chyba trudno znaleźć książkę, do której by bardziej pasował ;)
ultramaryna