"Neuromancer" William Gibson
Wydany w 1984 roku „Neuromancer” zapoczątkował cyberpunk – jeden z najważniejszych podgatunków science fiction. Cyberpunk szybko zagrzał miejsce w literaturze, filmie („Matrix”!), a także muzyce i grach komputerowych. To właśnie William Gibson stworzył pojęcie „cyberprzestrzeni” w czasach, gdy technologia komputerowa jeszcze raczkowała, a o Internecie nikt nawet nie śnił. To pod pewnymi względami powieść kultowa – ktoś, kto choć trochę interesuje się SF, powinien przeczytać, by zobaczyć, jak rodził się nowy gatunek. A czy się spodoba?
Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał.[1]
Pierwsze zdanie książki dobrze obrazuje specyfikę „Neuromancera” i gatunku w ogóle. Powieść Gibsona jest zdominowana przez technologię, autor rozwija w niej dalekobieżne wizje rzeczywistości wirtualnej czy sztucznej inteligencji. Czytanie powieści science fiction wydanej przed ponad ćwierćwieczem raczej nie zaskakuje nowatorstwem pomysłów autora, daje jednak czytelnikowi inną sposobność: obserwacji, w jakim stopniu pisarzowi udało się przewidzieć przyszłość, a na ile się pomylił. Zazwyczaj o wiele więcej jest tych pomyłek, ale nierzadko twórcom science-fiction udaje się nieźle oddać to czy owo. Także i tutaj: rzeczywistość wirtualna, cyberprzestrzeń opisana przez Gibsona przecież bardzo przypomina nasz Internet!
Świat cyberpunku jest przesiąknięty techniką – ludzie są połączeni z maszynami, są uzależnieni od technologii. W „Neuromancerze” na porządku dziennym jest na przykład wszczepianie w ciała sztucznych narządów. Akcja rozgrywa się w nowoczesnych, przeludnionych i tętniących życiem miastach. Ludzie faszerują się narkotykami, modyfikują swoje ciała. Działa niebezpieczna mafia, wszechwładne korporacje. Główny bohater, Case, był nadzwyczaj zdolnym kowbojem cyberprzestrzeni (czyli po prostu hakerem), jednak za nieuczciwość został ukarany przez pracodawców – wstrzyknięto mu mykotoksynę, która spowodowała, że nie może już podłączyć się do Sieci, a tym samym wykonywać swojego zawodu. Szuka możliwości leczenia w japońskiej Chibie i gdy już traci nadzieję spotyka Armitage’a – tajemniczego człowieka, od którego ma dostać pomoc w zamian za wykonanie niebezpiecznych zadań.
Gibson nie stroni od technicznego żargonu i tworzy liczne nowe słowa, odnoszące się do osiągnięć technologii, ale jego język jest w gruncie rzeczy prosty. Nie uświadczymy tu też długich opisów technicznych. Można odnieść wrażenie, że brak na to czasu – w tak zawrotnym tempie akcja gna do przodu. „Neuromancer” to sensacyjna powieść akcji. Do smaczku mamy jeszcze specyficzny, jakby narkotyczny klimat. Tylko że dla mnie w tej powieści jest pewien chaos. Gibson co chwilę przerywa, stosuje skróty myślowe i wciąż szaleńczo pędzi dalej. W niektórych momentach zadawałam już sobie pytanie: „o co tu właściwie chodzi?”. Być może niektóre rzeczy po prostu nie mieszczą się w mojej, zamkniętej na technikę, głowie. Tak czy inaczej miałam ochotę się zatrzymać, chciałam otrzymać sensowne wytłumaczenie, ale nie dano mi okazji. Sama książka nie jest trudna, czyta się lekko i szybko, ale w odbiorze może być trochę ciężka.
Mimo wszystko, czy trzeba rekomendować, gdy chodzi o książkę tak uznaną (Gibson dostał za nią i Hugo, i Nebulę), tak kultową? Każdy fan SF znajdzie tu coś dla siebie. A może także inni nabiorą ochoty na narkotyczną podróż przez cyberprzestrzeń?
[1] Neuromancer, William Gibson, Wydawnictwo „Książnica”, Katowice 2011, str. 7
-------------------
Książkę otrzymałam od wydawnictwa “Książnica”.
Kup “Neuromancer” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.
ultramaryna