Na skróty. Październik 2017

3 minuty czytania

Widzicie, u mnie to ostatnio albo fantastyka, albo non-fiction. Teraz zresztą też czytam dwie książki - baśniowe fantasy i reportaż. Dobra czytelnicza równowaga ;)

Zaszyj oczy wilkom, Marta Krajewska

Druga część Idź i czekaj mrozów. Mam trochę zastrzeżeń do tych książek i w sumie sama nie jestem pewna, czemu tak mi się spieszyło do kontynuacji, że przeczytałam ją zaraz po premierze. Serio, to nie jest aż tak dobre. No ale czyta się je świetnie, obie części bardzo szybko pochłonęłam. Poza tym Krajewska całkiem fajnie wykorzystuje słowiańskie wierzenia, podobają mi się też niektóre rozwiązania fabularne. Trochę tu też niestety rzeczy mniej udanych. Krajewska na przykład przesadza z zabijaniem bohaterów. O mój Boże, ile tam od pierwszego tomu już było trupów! Zrozumiałabym nawet, bo medycyna chyba nie jest w tym świecie szczególnie zaawansowana, ale to nie o to chodzi, przecież tam nikt nie umiera z powodów naturalnych! A to kogoś zagryzł wilkołak, a to kogoś wykończyła południca, a to kogoś załatwił jakiś inny demon… Jeśli nie demon, to ktoś kogoś popchnął z urwiska. Drama na dramie. Rozumiem, że coś się musi dziać, że trzeba też zaprezentować kolejne mroczne stwory, ale na litość, przecież to jest jedna wieś, niedługo nikt tam przy życiu nie zostanie! No i wychodzi z tego jasno, że Venda jednak jest, zgodzę się z kowalem, fatalna w swoim fachu. To wszystko wynika trochę z konstrukcji tych powieści - mnóstwo tu pomniejszych wątków dotyczących pobocznych postaci. Nie uważam, by było to samo w sobie złe, ale nie jestem pewna, czy Krajewskiej to dobrze wychodzi. W Zaszyj oczy wilkom widać już znacznie wyraźniej tę główną linię fabularną, wciąż jednak byłoby lepiej, gdyby to na niej Krajewska skupiła się bardziej, natomiast ona rozmienia się na drobne. Naprawdę, pobocznych wątków jest za dużo, nie wszystkie są udane, a niektóre z nich to po prostu ślepe uliczki. Nie wiem, na ile jeszcze wymyślnych sposobów można pozabijać bohaterów tej wsi, pewnie przekonamy się w następnym tomie.

Zgromadzenie cieni, V.E. Schwab

Seria Schwab to bardzo fajna przygoda - niezbyt oryginalne, ale wciągające, zabawne i wdzięczne fantasy. Pierwsza część, Mroczniejszy odcień magii trochę wolno się rozkręcała, ale Zgromadzenie cieni wciąga znacznie szybciej. Największą siłą tych książek są prawdopodobnie wyraziści, sympatyczni bohaterowie, o których naprawdę się dba. Świetnie się bawiłam, a zakończenie oczywiście zostawia czytelnika w takim miejscu, że bardzo chce się od razu tę przygodę kontynuować. Teraz nie wiem - czytać ostatni tom po angielsku czy czekać (kto wie, jak długo?) na polskie wydanie?

Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka, Cezary Łazarewicz

Niedobrze jest czytać taką książkę w miejscu publicznym. Na przykład na wykładzie. W gardle ściska, słowa bolą, a ja przecież nie chcę się na tych zajęciach popłakać. Cezary Łazarewicz nie musi się wysilać, żeby wywołać te emocje - nie, on pisze prosto, surowo, bez ozdobników. I trafia w sedno. Żeby nie było śladów jest więc mocną lekturą, poraża już opis pobicia i śmierci Przemyka.  Ale tak naprawdę to mniej historia morderstwa, a bardziej - tuszowania tej zbrodni. Historia ogromnego, spiętrzonego kłamstwa, w stworzenie którego zaangażowany był aparat państwowy i mnóstwo ludzi. Rzetelnie, prawdziwie, w punkt.

Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak, Jacek Hugo-Bader

W 2013 roku Polacy dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak. Dwóch z czterech (Maciek Berbeka i Tomek Kowalski) ze szczytu jednak nie wróciło. Hugo-Bader pisze o tych wydarzeniach, ale już z perspektywy kolejnej wyprawy (zorganizowanej przez Jacka Berbekę), której celem było znalezienie ciał himalaistów. Hugo-Bader osobiście brał w niej udział. Na miejscu okazało się jednak, że uczestnicy wyprawy niezbyt chcieli wpuścić reportera do swojej grupy. Być może częściowo przez to czasami zdaje się, że Hugo-Baderowi trochę brakowało materiału, tak jakby sam nie wiedział do końca, o czym pisać, jak pisać. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że sporo tu zwykłych wypełniaczy. Tym zdawały mi się na przykład całe strony internetowych komentarzy. Hugo-Bader oferuje jednak coś cennego - spojrzenie na świat himalaizmu przez kogoś z zewnątrz, kogoś, kto wątpi w jego sens. Nie boi się prowokować, kwestionować, zadawać prowokacyjnych pytań. Nie zawsze pasuje mi jego stanowisko, ale myślę, że, chociaż w sumie mam mieszane uczucia, warto było Długi film o miłości przeczytać. Tym bardziej, że, jak już zaczęłam, to nie mogłam go za nic odłożyć.
To nie jest pierwsza książka o Broad Peaku, którą czytałam. Broad Peak. Niebo i piekło było pewnie zbyt długie i drobiazgowe, może troszkę toporne w swej encyklopedyczności. Ale było też bardzo rzetelne i obiektywne. Nie wiem jednak, czy lepsze - to są w sumie bardzo różne książki.

POZOSTAŁE PAŹDZIERNIKOWE KSIĄŻKI:

Dżentelmen w Moskwie, Amor Towles (będzie recenzja)

Spinning Starlight, R.C. Lewis (napiszę o niej w poście o Dzikich łabędziach)

ultramaryna