MISJA RETELLING. Księga tysiąca i jednej nocy
Księga tysiąca i jednej nocy składa się podobno z około 300 historii. Kto i jak w ogóle to zliczył - nie wiem. Przecież te opowieści wyrastają jedna z drugiej, pączkują w tak zaskakującym tempie, że po pewnym czasie trudno już nawet powiedzieć, gdzie dana historia się zaczęła i gdzie skończyła. Jak zatem w ogóle mówić tu o retellingu całej Księgi tysiąca i jednej nocy? Można by oczywiście opowiedzieć na nowo baśń o Aladynie albo o Ali Babie i czterdziestu rozbójnikach… Ale całą Księgę wypełnioną setkami baśni?
I chociaż znalazłam książkę, która rzeczywiście tym chyba właśnie jest - retellingiem Księgi tysiąca i jednej nocy jako całości, to moje pozostałe retellingi odwołują się jednak do bardziej konkretnej historii. Ale jest to historia, która Księgę spaja i stanowi jej klamrę kompozycyjną - w jakiś sposób zatem te powieści także odwołują się do całości. Wszystkie baśnie opowiada nam przecież Szeherezada, Szeherezada poślubiona okrutnemu królowi, który zabija wszystkie swoje żony zaraz po nocy poślubnej. I to właśnie talent do opowiadania niezwykłych historii ratuje bohaterkę przed okrutnym losem. Dziewczyna zaczyna opowiadać, ale nie kończy swojej opowieści, gdy nadchodzi świt. Król jest tak zaintrygowany, że, aby móc usłyszeć resztę historii, postanawia darować Szeherezadzie jeden dzień życia. A potem kolejny i kolejny… W końcu całkowicie porzuca zamiar zabicia żony.
Prawie nie sposób powiedzieć, ile razy i na ile rozmaitych sposobów Księgę redagowano, przycinano, tłumaczono… To dzieło ma wielu, wielu autorów, powstawało wiekami. Ktoś bajkę wymyślił, ktoś ją spisał, ktoś coś dodał, ktoś zebrał wiele opowieści w jeden zbiór. Księga trafiła do Europy, gdy na początku XVIII wieku dość luźno przetłumaczył ją na francuski Antoine Galland. A potem pojawiały się kolejne europejskie tłumaczenia, często wcale nie z arabskiego, a właśnie z przekładu Gallanda. Wersji jest więc mnóstwo. Po polsku najdokładniejsza i najpełniejsza to prawdopodobnie dziewięciotomowa edycja PiW z lat siedemdziesiątych. Znajdziecie też wersje skrócone i pewnie trudno będzie ocenić, jak wiele z nich wycięto i jak wiele z Księgi stracimy, jeśli poprzestaniemy tylko na nich.
Cała Księga przeraża rozmiarem, ale to przepyszna, wciągająca lektura. Poza tym zdecydowanie nieprzeznaczona dla dzieci. Na pewno od małego znacie przetworzone wersje niektórych powiązanych z nią historii - baśń o lampie Aladyna albo o Ali Babie i czterdziestu rozbójnikach (zresztą tych akurat bajek nie ma w najbardziej kanonicznej wersji). Dzieci dostały wersje okrojone, takie, które rodzice chętnie przeczytają pociechom. Bo oryginalna Księga tysiąca i jednej nocy? Sodoma i Gomora! A wszystko w niej tak mocno ubarwione, tak przesadzone, tak absurdalne, że przy tym i niesamowicie zabawne. Śmiałam się w głos już po pierwszych stronach*.
Baśń za baśnią
Disney dobrze się sprawdza do ilustrowania tych wpisów. Tym razem jednak nie jest tak fajnie jak z Piękną i Bestią i nie mogę tak bezpośrednio nawiązać obrazami do tekstu - piszę raczej o Szeherezadzie niż o Aladynie. Ale klimat jest ;)
Opowieści sieroty Catherynne M. Valente są równocześnie najbardziej i najmniej retellingiem Księgi. Najbardziej - bo to chyba o nich właśnie mogłabym powiedzieć, że reinterpretują Księgę jako całość. Najmniej - bo tak naprawdę biorą z niej przede wszystkim pomysł i, charakterystyczną dla Księgi, kompozycję szkatułkową. Tak, cała historia zaczyna się w ogrodzie sułtana, gdzie uznawana za demona dziewczynka ze znamieniem na powiece opowiada baśnie księciu. Opowiadanie zaczyna się nocą i kończy się o świcie. Valente wyraźnie inspiruje się Księgą, wprowadza liczne aluzje do tego dzieła, celowo też nawiązuje do kultury Bliskiego Wschodu właśnie tą opowieścią, która stanowi dla książki klamrę. Później - później już Opowieści sieroty są jak baśniowa podróż przez cały świat.
Bo tak jak w Księdze tysiąca i jednej nocy, historie z Opowieści sieroty zdają się nie do ogarnięcia, nie do policzenia. Wiadomo, że książki Valente mają zdecydowanie mniejszy rozmach, a jednak pisarka także stara się tworzyć coś na kształt nigdy niekończącej się opowieści. Tka fabułę swych książek z przemyślną dokładnością. Z jednej opowieści wyrasta następną, jedna baśń tworzy kolejną. Tak jak Księga tysiąca i jednej nocy powstawała latami i zawiera w sobie historie różnych ludów i z różnych okresów, tak Opowieści sieroty są jak niezwykły rajd przez baśnie całego świata. Valente odwołuje się do mitologii bardzo wielu kultur, spotkacie u niej magiczne stworzenia, o jakich nawet nie śniliście, pojawią się tu cuda i dziwy z najdalszych krańców świata. Valente wspaniale bawi się baśniowymi motywami. To wszystko jest bardzo sprytnie zmieszane, poza tym Opowieści sieroty są napisane po prostu przepięknym językiem.
Siódmego dnia siódmego miesiąca mojego życia, gdy moja matka spała w śnieżnobiałym łożu, duch stanął u mojej kołyski, dotknął mojej twarzy i zostawił na niej wiele opowieści i zaklęć, jak tatuaże żeglarzy. Wiersze i pieśni są tak liczne i ściśle napisane, że wyglądają jak nieprzerwana smuga gagatu na moich powiekach. Ale są tam słowa z rzeki i bagna, z jeziora i wiatru. Razem tworzą wielką magię, a gdy wszystkie opowieści zostaną odczytane i wysłuchane od początku do śpiewanego końca, do ostatniej sylaby, duch wróci i mnie osądzi.
Moc opowieści
To, co jakoś ujmuje mnie szczególnie w Księdze tysiąca i jednej nocy i w jej retellingach, to rola opowieści. W końcu Szeherezada ratuje swoje życie dzięki temu, że potrafi świetnie opowiadać! To gorączkowa potrzeba poznania zakończenia (a kto z nas, czytelników, jej nie zna?) sprawia, że okrutny król postanawia odejść od swojego zwyczaju i oszczędzić Szeherezadę. Czy nie jest to **piękny przykład na to, jak bardzo lubimy od zawsze opowiadać, jak bardzo lubimy słuchać? **
Myślę, że Keturah and Lord Death właściwie nie jest retellingiem Księgi tysiąca i jednej nocy, a jednak… jednak Martine Leavitt dość wyraźnie w pewnym momencie odwołuje się do tego dzieła. Katurah z pewnością po części jest Szeherezadą. W końcu dziewczyna spotyka Śmierć ( a Szeherezada morderczego króla!). Opowiada mu historię i Śmierć jest na tyle zaintrygowany, że pozwala jej żyć jeszcze jeden dzień…
**Taką moc ma baśń, taką moc ma snucie opowieści. **
Książki Valente skupiały się na opowiadaniu, ich treścią były właśnie same baśnie. W The Wrath and the Dawn oraz A Thousand Nights ten motyw nie jest już aż tak ważny. Shahrzad z The Wrath and the Dawn wprawdzie nawet opowiada Khalidowi kilka historii (tak magicznych i tajemniczych, jak z Księgi tysiąca i jednej nocy, niektóre są zresztą prawie wprost z niej zaczerpnięte), ale opowieści nie odgrywają jednak w książkach Renee Ahdieh aż takiej roli. Tak, prawdopodobnie są jednym z czynników, które na początku kupują Shazi sympatię Khalida, ale… Koniec końców wydają się raczej dodatkiem, nie mają aż takiego znaczenia. W A Thousand Nights główna bohaterka opowiada jedynie historie ze swojej wioski - zwykłe opowieści o zwykłych ludziach i zwykłych wydarzeniach. Król zdaje się jedynie z tych historii kpić… Ale dla bohaterki mają one znacznie większą wartość, są przypomnieniem, wsparciem.
After all, every story has a story.
Tak, jeśli Szeherezada, to po prostu muszą być też opowieści… A jednak i The Wrath and the Dawn, i _A Thousand Nights _skupiają się na czymś zupełnie innym. Obie te książki po prostu od nowa opowiadają o dziewczynie zaślubionej morderczemu królowi.
Matka cliffhangera
Wiecie, dlaczego król zabił tyle kobiet? Odkrył, że żona go zdradza. No tak, potem jeszcze trafił na rozpustną więźniarkę pewnego ifryta, a to spotkanie ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, że kobiety to zdradzieckie plemię. Wystarczyło, żeby potem przez trzy lata codziennie mordować jedną dziewczynę. Jak sami widzicie, trudno uznać króla za sympatyczną postać… I jak tu w naszych czasach napisać na podstawie tego wiarygodny romans? Cóż, można przesunąć akcenty, można okrutnego króla jakoś usprawiedliwić, można wykazać, że tak naprawdę nie on jest winny, a przynajmniej nie do końca… Może jest opętany przez pustynnego demona, może ciąży na nim klątwa, może zaczarował go zły ifryt? Może, może…
Romansem właściwie jest tylko The Wrath and the Dawn - Shahrzad przybywa do pałacu z zamiarem zamordowania kalifa, ale… sami wiecie, jak to się kończy. Shazi zmaga się więc z tym, że wbrew wszystkiemu zaczyna zakochiwać się w kalifie, który ewidentnie wymordował kilkadziesiąt dziewczyn, w tym jej przyjaciółkę. Takie tam problemy. Tak, jasne, zdaje się, że nad Shahrzad wciąż wisi widmo śmierci, ale przecież dla czytelnika (i dla Shazi też) wkrótce najważniejszym pytaniem wcale nie będzie to, czy Shahrzad przeżyje kolejny świt (przecież wiemy, że tak), ale raczej… O co w tym wszystkim chodzi? W _The Wrath and the Daw_n zatem odkrywamy zagadkę tych morderstw, tajemnicę Khalida… Druga część dylogii, The Rose and the Dagger, to już wspólna droga bohaterów do przezwyciężenia trudności i złego losu. Zdecydowanie mniej czuć w niej fabularne inspiracje Księgą - a jednak na końcu znowu pojawia się motyw opowieści, a Renee Ahdieh całkiem sprytnie nawiązuje też do historycznych miejsc czy postaci, na przykład do **Haruna ar-Raszida, słynnego władcy, który bardzo często pojawia się jako bohater w Księdze. **
A Thousand Nights z początku wydaje się bardzo do The Wrath and the Dawn podobne - król poślubia kolejne żony (po każdej z jednej osady) i żadna z nich nie przeżywa dłużej niż kilka tygodni. Główna bohaterka (nie poznajemy jej imienia) właściwie poświęca się, by ocalić siostrę. Ale… A Thousand Nights pod wieloma względami różni się od The Wrath and the Dawn jak dzień od nocy. Powieści Renee Ahdieh to dynamiczny, przygodowy romans. W A Thousand Nights akcja jest powolna, statyczna. The Wrath and the Dawn skupia się na relacji głównych bohaterów, natomiast w A Thousand Nights właściwie trudno nawet mówić o jakimś wątku romantycznym. Nie jest tu tajemnicą, że król jest opętany przez pustynnego demona. Nieoczekiwanie główna bohaterka, dzięki swojemu poświęceniu i sprytowi, może odwrócić losy króla, państwa i kolejnych dziewcząt. A Thousand Nights okazuje się pełną prostą i mądrą historią o kobiecej sile.
Bo czy nie najważniejsza jest tu bohaterka? To ona, to jej spryt, inteligencja i talent do opowiadania muszą uratować sytuację. Szeherezada dzięki słowom ocaliła swoje życie, przerwała też ciąg zabójstw. Podobnie jest z Shazi i bezimienną bohaterką A Thousand Nights - muszą być bystre, odważne i wygadane. One tworzą swoją własną historię - wszystko zależy od słów, od ich słów. Taki jest potencjał opowieści. A Szeherezada wie o tym najlepiej.
Retellingi
1. Opowieści sieroty (W ogrodzie nocy i W miastach monet i korzeni), Catherynne M. Valente
Jeśli, tak jak ja, macie lekkiego fioła na punkcie baśni, to Opowieści sieroty są autentycznie lekturą obowiązkową. To absolutnie niezwykła podróż przez świat baśni, legend i opowieści z całego świata. Dwa tomy pięknej, wysmakowanej, baśniowej prozy.
Moja ocena: 8/10
2. The Wrath and the Dawn i The Rose and the Dagger, Renee Ahdieh
To lekki i uzależniający romans fantasy. Mogłabym ponarzekać na pewne braki w logice, jakąś taką nadmierną dramatyczność i kilka innych rzeczy, ale ja po prostu uwielbiam tę historię i parę głównych bohaterów. Wciągające, urocze, bardzo klimatyczne.
Moja ocena: 7/10 (plus serduszko :D)
3. A Thousand Nights, E. K. Johnston
Może zbyt wiele się tu nie dzieje, może nie jest to powieść, którą na długo zapamiętam, a jednak A Thousand Nights urzeka swoją prostotą i mądrością. Pięknie i prawdziwie.
Moja ocena: 7/10
4. Keturah and Lord Death, Martine Leavitt
To nie do końca retelling Księgi, ale dorzucam… Ubrana w piękny, baśniowy płaszczyk mądra opowieść o umieraniu i godzeniu się z nadchodzącą śmiercią.
Moja ocena: 8/10
- Polscy wydawcy, dlaczego nikt jeszcze nie zauważył The Wrath and the Dawn? :D
- Macie inne propozycje? Jestem ciekawa!
- Teraz w planach jest Kopciuszek. Może znacie jakieś retellingi, najlepiej takie, które zostały wydane w Polsce (zawsze mam dużo tych po angielsku…)? Będę wdzięczna za podpowiedzi (o Cinder i Elli zaklętej jak najbardziej wiem) ;)
* Nie, nie przeczytałam całej. Czytam jakiś wybór (ebook do ściągnięcia za darmo na Virtualo), który ma ponad tysiąc stron, mam za sobą mniej więcej jedną trzecią ;)
**Sprawdźcie też inne posty z serii MISJA RETELLING :) **
ultramaryna