Kamyki w brzuchu, Jon Bauer

3 minuty czytania

Zawsze jest jakiś powód, z jakiego trafia do nas kolejne przybrane dziecko. Czasami bierzemy na przechowanie dziecko, którego mama albo tata siedzą w więzieniu. Czasami któreś z rodziców jest chore albo oboje kłócą się przed sądem. Jedni rodzice są po prostu lepsi niż inni. Moja Mama mówi o sobie, że jest szczególnie dobra i właśnie dlatego bierze na wychowanie dzieci, których matki i ojcowie nie są tak dobrzy albo walczą ze sobą, chociaż głęboko w środku są dobrymi ludźmi[1].

No właśnie - pozornie w tej rodzinie wszystko jest w porządku. Zdrowemu, inteligentnemu ośmiolatkowi niczego nie brakuje, rodzice go kochają. A matka ma w sobie tyle macierzyńskiej miłości, że chce nią obdarzyć jeszcze cudze dzieci. W domu pojawiają się więc kolejni chłopcy, którym matka chce stworzyć jak najlepsze warunki. Ale tylko z zewnątrz wygląda to wszystko pięknie, jeśli zajrzymy pod powierzchnię, znajdziemy żal, zazdrość i ból. Bo przecież piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami.

W powieści przeplatają się ze sobą rozdziały pisane z punktu widzenia ośmiolatka i te z perspektywy dorosłego mężczyzny. Trzydziestolatek przyjeżdża do rodzinnego miasta, by zająć się umierającą na raka mózgu matką. Będzie musiał zatem zmierzyć się z przeszłością i znaleźć klucz do porozumienia z mamą. A relacje tych dwojga są skomplikowane, pełne żalu, nienawiści i wyrzutów, ale też miłości. By je zrozumieć, trzeba cofnąć się o ponad dwadzieścia lat, by poznać źródło nieporozumień, zatargów i tłumionego żalu. Okazuje się bowiem, że chłopiec, wciąż otoczony przybranymi dziećmi, czuł się niezauważany i niedoceniany przez własną matkę. A jego zazdrość stała się wielką, niszczącą siłą.

Jon Bauer doskonale radzi sobie z portretami psychologicznymi swoich bohaterów, relacje matki i syna są nieoczywiste i skomplikowane. Matka z pewnością kocha naszego bohatera, problem jest raczej w okazaniu tych uczuć. Prawdopodobnie niełatwo jest jej utrzymać równowagę pomiędzy uczuciem do syna, a miłością, którą obdarza przybrane dzieci. Paradoksalnie to chęć czynienia dobra staje się w pewien sposób destrukcyjna. Ośmioletni chłopiec nie radzi sobie z taką sytuacją w rodzinie, a przybrani bracia wzbudzają jego zazdrość i nienawiść. Trudno się dziwić, oczywiste też, że doświadczenia z dzieciństwa i tragedia, która się w końcu wydarzy będą rzutować na całe życie głównego bohatera. W Kamykach w brzuchu Bauer proponuje i obraz rzeczywistości rodzinnej widziany oczami ośmiolatka, i bolesne rozliczenie z przeszłością, próbę ugładzenia relacji z matką w obliczu jej nieuchronnej śmierci. Przede wszystkim powieść Bauera jest zatem poruszającym rodzinnym dramatem - rozpaczliwe pragnienie miłości spotyka się tu nie tyle z odrzuceniem, co raczej niezrozumieniem. Między matką a synem, mimo najszczerszych chęci zbliżenia, wyrasta swego rodzaju mur, o który rozbijają się próby wzajemnego porozumienia.

To debiut literacki, i, szczególnie jak na debiut właśnie, książka nadzwyczaj dojrzała i interesująca pod względem psychologicznym. Równocześnie jest w niej pewna prostota, czego przyczyna częściowo leży w prowadzeniu narracji przez dziecko. Bauer zdaje się dosłownie wkradać do głowy bohatera - rozdziały pisane z perspektywy chłopca wypadają nader przekonująco. Nakreślony portret ośmiolatka nie tylko wydaje się autentyczny, ale stanowi też świetną sposobność do zastanowienia się, jak dziecko odbiera rzeczywistość, jak ją rozumie, na ile odpowiada za swoje czyny. W dodatku bardzo interesująco wypada skonfrontowanie obrazu chłopca z wizerunkiem jego samego starszego o jakieś dwadzieścia lat. Ale chociaż powieść ma dużą siłę rażenia, relacje matka-syn są zaprezentowane w sposób nieoczywisty, a portret rodziny jest spójny i przekonujący, to są w tej książce momenty wciąż wymagające pogłębienia, są i takie, które wydawały mi się trochę nienaturalne, nie do końca prawdziwe. Przy czym nie całkiem jest to zarzut - Kamyki w brzuchu są naprawdę dobrą powieścią, mam tylko wrażenie, że bardzo niewiele brakuje, by były po prostu świetne. Szczególnie, że temat faktycznie daje niezłe pole do popisu. Jon Bauer rzeczywiście bardzo skrzętnie odrabia swoje zadanie, może brakuje mi czegoś jeszcze, czegoś, co sprawiłoby, że ta naprawdę bardzo dobra książka (a debiut znakomity) zajaśniałaby pełnym światłem.

Bauerowi udało się jednak doskonale wczuć w psychikę ośmiolatka, świetnie uchwycić zawiłości relacji syna z matką i uczynić portet powieściowej rodziny boleśnie przejmującym. I to jest naprawdę bardzo wiele.

---------------
Jon Bauer, Kamyki w brzuchu, Helion, 2013, s. 28

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Helion.

ultramaryna