Dom tęsknot, Piotr Adamczyk

2 minuty czytania

Nasza kamienica była poniemiecka - we Wrocławiu prawie wszystko było poniemieckie: mosty, parki, kostka brukowa, najpiękniejsze wille, nawet moja matka była poniemiecka. Jeszcze pół wieku po wojnie, płacąc w sklepie, odliczała szeptem po niemiecku: sechs Mark zwanzig_,_ zwei Mark sechzig_, zawsze w markach, nigdy nie przeszła na złotówki, nie mówiąc już o euro, w którego istnienie nie wierzyła, podobnie jak w obłęd Hitlera, cholesterol i Internet*._

Główny bohater Domu tęksnot, Piotr,żyje w świecie poskładanym z polsko-niemieckich elementów, w rzeczywistości, w której przenikają się dwa języki, dwie kultury, dwie historie. Mieszka we Wrocławiu, w polsko-niemieckim mieście, w polsko-niemieckiej kamienicy, żyje w polsko-niemieckiej rodzinie. Matka w młodości była w Hitlerjugend, ojciec w polskiej partyzantce. Matka opowiada baśnie o Atlantydach, które kryją w sobie przesłanie o wyższości niemieckiej rasy, ojciec przy każdej okazji podśpiewuje partyzanckie piosenki. Wszystko to jednak funkcjonuje nadwyczaj dobrze - większe zgrzyty pojawiają się właściwie tylko wtedy, gdy w ten świat wkroczy ktoś z zewnątrz - jak wtedy, gdy przyszli teściowie siostry Piotra z przerażeniem odkrywają, że rodzina narzeczonej ich syna trzyma w albumach zdjęcia wujków w mundurach z Wehrmachtu…  Zasadniczo jednak ta polsko-niemiecka rodzina żyje w nadzwyczajnej zgodzie z przeszłością - historia sączy się z każdego zakamarku mieszkania głównego bohatera. Matka pieczołowicie przechowuje wszystkie przedmioty, które należały do niemieckiej rodziny, mieszkającej wcześniej w kamienicy… W końcu Niemcy w każdej chwili mogą wrócić do Wrocławia, a wtedy wrócą i byli mieszkańcy domu, Freytagowie, chcąc odzyskać swoje rzeczy…

Ale przecież w tytułowym domu tęsknot, we wrocławskiej kamienicy, mieszka nie tylko rodzina głównego bohatera. Właściwie o każdym lokatorze można by powiedzieć coś ciekawego, każdy niesie swoją własną historię. I tak, każdy też z pewnością ma swoje własne tęsknoty. Książka Piotra Adamczyka splata losy mieszkańców w jedną, bogatą, rozgałęzioną opowieść. I jest to opowieść bardzo gęsta, bardzo intensywna - z pierwszego wątku wyrasta kolejny, jedna anegdota staje się przyczynkiem do opowiedzenia następnej. Nawet mały szczegół może rozrosnąć się w wielką, zajmującą opowieść. Piotr Adamczyk z prawdziwie gawędziarską swadą snuje historię o świecie jakby rozdwojonym, a jednak spójnym, o rzeczywistości bardzo zwyczajnej, a jednak w pewien sposób magicznej. Bo chociaż powieść opowiada o wydarzeniach realnych, o rzeczywistości często szarej i cięzkiej, to jest w tym świecie pierwiastek magiczny. Najwyraźniej został on zasygnalizowany poszukiwaniem mistycznego kielicha Lutra, który, wszystko na to wskazuje, został ukryty gdzieś we Wrocławiu, a może nawet w kamienicy głównego bohatera. Ten wątek nadaje całej historii przygodowy, niemal fantastyczny rys. Ale cała historia ma w sobie coś magicznego, wkradają się w nią elementy niezwykłe, nadprzyrodzone, w końcu Adamczyk wyraźnie czerpie z tradycji realizmu magicznego. I udźwignięcie ciężaru takiej mnogości anegdot i takiej różnorodności gatunkowej wychodzi nadspodziewnie dobrze.

Dom tęsknot jest świetną, wielowątkową opowieścią. Opowieścią, której nie chce się kończyć, bo tyle w niej emocji, tyle smutków i radości, tyle ciepła i humoru, ale też nostalgii i goryczy. To bardzo dobrze napisana powieść, która zaskakująco często trafia w sedno - Piotr Adamczyk niezwykle celnie pisze o życiu, ludziach, poplątanej historii, miłości. I robi to z wdziękiem i wyczuciem, powagą i humorem. Nic, tylko czytać, czytać i czytać.

---------------------
* Piotr Adamczyk, Dom tęsknot, Warszawa 2014, s. 21.

ultramaryna