Bohiń, Tadeusz Konwicki
Konwicki w tej niewielkiej powieści wybiera się na poszukiwanie własnych korzeni - próbuje, przynajmniej w wyobraźni, spotkać się ze swoją babką, Heleną Konwicką, której nie znał i o której nie wie prawie nic. Odbywa sentymentalną podróż na Wileńszczyznę, nad rzekę Wilię, do małego majątku Bohiń.
Ta powieść, chociaż opisująca losy istniejącej postaci, jest niemal od początku do końca zmyśleniem. Konwicki, jak już wspomniałam, o swojej babce nie wie prawie nic, a cała historia jest wysnuta z domysłów i niepodpartych niczym wyobrażeń. Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku, kilka lat po powstaniu styczniowym. Helena, starzejąca się panna, zastanawia się nad przyjęciem oświadczyn właściciela pobliskiego majątku, pana Platera. Równocześnie w jej życiu pojawia się tajemniczy Żydek z Bujwidz, młody mężczyzna imieniem Eliasz, który prosi ją o naukę pisania i czytania.
Prawdopodobnie ta książka powstała z chęci poszukiwania własnych korzeni, z poczucia ciągłości i łączności z własnymi przodkami. To próba uporządkowania elementów, które wpływają na nasze losy i tworzą nas samych (także przed naszym narodzeniem). Konwicki mitologizuje Wileńszczyznę i czasy po powstaniu styczniowym, wreszcie sama Helena jawi się jako postać wręcz mityczna, bohaterka baśni. A fakt że od razu autor przyznaje, że cała książka jest czystym zmyśleniem, daje mu możliwość puszczenia wodzy fantazji, wejścia na płaszczyznę metafizyczną, wręcz fantastyczną. To tak jakby Helena żyła w świecie zupełnie realnym, a zarazem w zmyślonej rzeczywistości, w której fikcja łączy się z prawdą, baśniowość przenika codzienność. Świat przedstawiony jawi się jako rzeczywistość baśniowa, stworzona w wyobraźni autora z jakiejś tęsknoty za czasami minionymi, za przeszłością, która już nie wróci i na zawsze pozostanie tajemnicą. I tak nie brak tu paru elementów fantastycznych (jak furman Konstanty, który ma 182 lata), a czasem nawet drobne szczegóły i bohaterowie epizodyczni są symboliczni, przywołują postacie z historii - często też tej późniejszej. Helena spotyka małego Ziuka Piłsudskiego, w okolice przyjeżdża syn samego Puszkina, który stara się usprawiedliwiać poglądy ojca przed Polakami. W przestrzeni tej powieści kształtują się losy świata, tworzy się historia, ta mała (babki, a więc i rodziny Konwickiego) i ta wielka (kraju, Europy, świata). Nad tą jakby baśniową Wileńszczyzną wisi już widmo przyszłych wydarzeń, czuć już grozę dwudziestowiecznych reżimów i wojen. Helena wciąż wspomina o tym, że zbliża się koniec świata, nieprzypadkowo też występują tu postacie, które wyraźnie odnoszą się do Hitlera (tajemniczy zbój Schickelgruber) i Stalina (węszący wszędzie isprawnik Dżugaszwili).
- I co dalej?
- Nic. Koniec. Ostatnia kropka. Potem już tylko okładka.[1]
I chociaż akcja rozgrywa się w XIX wieku, to narrator wypowiada się wyraźnie z pozycji współczesnej, co jakiś czas daje o sobie znać, przypomina, że książka jest tylko fikcją, zbudowaną na niejasnych przesłankach, skojarzeniach, przypuszczeniach. Narrator wyraźnie ma wiedzę o czasach późniejszych i wykorzystuje ją do tworzenia powieściowej rzeczywistości. Autor cały czas nam przypomina, że to tylko książka, fikcja, bujda, że zaraz ta sentymentalna podróż w przeszłość się skończy, dotrzemy do ostatniego zdania, do okładki. I chociaż ta książka nie jest prawdą, to jest to nieprawda po prostu piękna.
Żyjemy ze zmarłymi i jeszcze nie narodzonymi, i nawzajem się nie widzimy. Moja babka, Helena Konwicka, stoi w koszuli przy oknie i patrzy na stary park. Moja babka, której tak dawno tu już nie ma albo jeszcze nie ma, moja babka w tej sekundzie stoi przy oknie i patrzy na stary park.[2]
Główna bohaterka też ma ogromny wpływ na urok i mądrość tej książki. Helena to kobieta nad wyraz wrażliwa, zadająca wciąż nowe pytania, czująca, wsłuchana w siebie i świat. I tak, jakby na boku, można znaleźć pytania o wiele różnych spraw, roztrząsanych kiedyś i dziś.
Bohiń bardzo mi się podobała, to piękna książka, w której przeszłość i teraźniejszość splatają się w jedno.
-------------------
[1] Bohiń, Tadeusz Konwicki, Czytelnik, Warszawa 1988, str. 171
[2] Tamże, str. 153
ultramaryna