"1Q84" (tom trzeci) - Haruki Murakami

2 minuty czytania

„1Q84” to książka dziwna. I, wierzcie mi, zanurzenie się w tej dziwności, to wielka, wielka przyjemność. Murakami okazuje się mistrzem w kreowaniu równoległych rzeczywistości, w których na każdym kroku czyhają cuda i dziwy. A ja zatraciłam się w tym świecie, trafiłam razem z Tengo i Aomame do roku 1Q84, do Miasta Kotów. I tylko czekałam aż na moim niebie pojawią się dwa księżyce.

Wybaczcie mi, nie przytoczę teraz tego fragmentu dokładnie. Ale w drugim tomie Tamaru cytował Czechowa, który podobno napisał mniej więcej, że jeśli w powieści pojawi się pistolet, to musi on wystrzelić. Na szczęście tym razem nie wystrzelił. Aomame może i pod koniec drugiej części stała na stołecznej autostradzie z lufą w ustach, ale nie pociągnęła za spust. W końcu jakżeby mógł Murakami uśmiercić główną bohaterkę? Bo o czym byłby wtedy trzeci tom? A tak czytałam w napięciu i czekałam niecierpliwie. Przecież Aomame i Tengo muszą się w końcu spotkać! Kolejnych zagadek pojawia się tu już niewiele (chociaż też są, są!), dużo zostało wyjaśnione już w drugim tomie. Więc siłą rzeczy spotkanie głównych bohaterów jest chyba najbardziej nurtujące i oczekiwane. Ale pozostaje też kwestia Ushikawy, który śledzi Aomame i staje się trzecim najważniejszym bohaterem. Wątki Aomame i Tengo są od trzeciego tomu przytykane rozdziałami o Ushikawie.

Szczerze się zastanawiam jak to możliwe, że Murakami potrafi być tak wciągający, pisząc w gruncie rzeczy tak rozwlekle. Przecież wszystko toczy się tak naprawdę dość leniwie (weźmy dodatkowo pod uwagę, że książkę można zaliczyć do sensacji, wydawałoby się, że akcja powinna być wyjątkowo wartka!). Gdy się nad tym zastanawiam, to w trzecim tomie działo się rzeczywiście niewiele jak na pięćset stron. To nie jest cecha tylko tej części, ale trzeba przyznać, że w trójce akcja zwalnia. Jest trochę tak, jakby najważniejsze już się wydarzyło w poprzednich tomach. Trzeci jest przede wszystkim zakończeniem, zamknięciem reszty wątków. Nie przeszkadza mi to zupełnie. Murakami i tak pisze w ten sposób, że kartki przewraca się w nadspodziewanie szybkim tempie. To sprawia, że książka mimo wszystko zdaje się wciąż najeżona niesamowitymi zdarzeniami i zwrotami akcji.

Zresztą sama powieściowa rzeczywistość dostarcza już wielu wrażeń. Oprócz dwóch księżyców, mamy tu też nadal tajemniczych Little People, powietrzną poczwarkę, niezwykłą Fukaeri, która mówi bez znaków przestankowych. No i pojawia się też nowość, niepokalane poczęcie. Całość jest tak niesamowita i zaskakująca, że takie drobne dziwności przestają już zdumiewać. To w końcu „1Q84”, tu musi być dziwnie, musi być nieprzewidywalnie. Podoba mi się ta niezwykłość, podoba mi się jak Murakami z finezją miesza światy, mimochodem odwołuje się do literatury i pobudza wyobraźnię, otwierając w głowie furtkę do zupełnie innej rzeczywistości.

Lubię, lubię, lubię „1Q84” i w moim osobistym rankingu jest to powieść niejako kultowa. Bo czytając nieraz czułam silne kołatanie serca, drżenie rąk i ekscytację na myśl o możliwym dalszym rozwoju wydarzeń. Bo niektóre pojęcia jeszcze długo będą mi się kojarzyć tylko z tą książką. Bo ja już taka jestem, że lubię dziwne rzeczy. I może jeszcze dlatego, że chociaż wiem, jak w roku 1Q84 może być niebezpiecznie, to jednak podświadomie chciałabym zobaczyć te dwa księżyce.

---------------------------------
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa MUZA.
Kup “1Q84. Tom 3” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna