Targowisko próżności, William Makepeace Thackeray

3 minuty czytania

Powieść bez bohatera - tak brzmi podtytuł. Czy jednak chodzi tylko o to, że spośród tak wielu postaci trudno wybrać tę najważniejszą? Chyba nie, tym bardziej, że jednak dwie bohaterki wyraźnie się wyróżniają. Może więc rzecz raczej w samej specyfice targowiska próżności, na którym o bohaterów raczej trudno - są szubrawcy, oszuści, manipulanci, uwodziciele, kłamcy, próżniacy, egoiści, ewentualnie ci naiwni, głupi lub zaślepieni. W Targowisku próżności takich postaci znajdziemy mnóstwo - a czy ktokolwiek z nich zasługuje na miano bohatera?

Thackeray w swojej monumentalnej powieści postanowił z całą szczerością powiedzieć o problemach angielskiego społeczeństwa. Nie cofa się przed bezlitosnym wyśmianiem, a na swoich postaciach nie pozostawia suchej nitki. Jest sarkastyczny, złośliwy, a wobec wszystkich przywar bezwzględny. A ta satyra ma tak dużą moc, dzięki bardzo drobiazgowemu i obrazowemu odmalowaniu społeczeństwa XIX-wiecznej Anglii. I jak w każdej porządnej powieści realistycznej, w Targowisku próżności doskonale oddano tło społeczne, obyczajowe i historyczne. Nie zabraknie tu różnych grup społecznych, jednak przede wszystkim przyglądamy się sferom wyższym lub bohaterom, którzy do tych sfer aspirują. Jeśli nie należą do arystokracji, to przynajmniej są “z dobrym rodzin” i finansowo nieźle im się wiedzie, jeśli ktoś upada, to jednak się wznosi, jeśli ktoś na początku jest na raczej niskim szczeblu drabiny społecznej, to uda mu się dostać znacznie wyżej. I chociaż niektóre problemy zupełnie się już zdezaktualizowały, a XIX-wieczne społeczeństwo angielskie może nas obecnie już tak bardzo nie obchodzić, to przecież Targowisko próżności pokazuje jedną prostą prawdę - czasy się może zmieniają, ale ludzie wciąż są tacy sami.

Bo jednak największe osiągnięcie Thackeraya to stworzenie znakomitych, złożonych postaci. Teoretycznie są to bohaterowie, którzy dość gładko wpisują się w określone schematy i idealnie nadają się do zaprezentowania pewnych ludzkich wad oraz reguł rządzących społeczeństwem. Ale szybko się okazuje, że ich charaktery są jednak zbyt niejednoznaczne, że te kreacje zdecydowanie wychodzą poza pewne ramy, że trudno je jakoś zaklasyfikować. Dwie główne bohaterki zasadniczo zostały stworzone na zasadzie przeciwieństw. Amelia pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i wszystko, czego potrzebuje. To dobroduszna, szczera, wrażliwa dziewczyna, trochę naiwna, trochę niesamodzielna i dziecinna. Becky pochodzi z trudniejszego środowiska (jej ojciec był malarzem, matka francuską tancerką) i już od jakiegoś czasu musi sobie radzić w życiu sama. I to widać, bo przedsiębiorcza manipulantka od razu bierze sprawy w swoje ręce i stara się wykorzystać każdą szansę na poprawę losu. Panienki poznajemy, gdy opuszczaję pensję, a Becky, przed podjęciem pracy guwernantki, udaje się w odwiedziny do Amelii. I nasza mała spryciarka szybko postanawia zagiąć parol na próżnego, choć niezbyt urodziwego brata przyjaciółki. To dopiero początek, bo przecież będziemy śledzić losy Becky i Amelii jeszcze przez wiele lat. Thackeray opisuje przy okazji wiele różnorodnych postaci, wciąż jednak wraca do naszych bohaterek, których drogi życiowe stykają się co pewien czas.

Becky to sprytna manipulantka, piekielnie inteligentna kobieta, która nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Dzięki własnym umiejętnościom udaje jej się zajść znacznie wyżej, niż tam, gdzie, jak mogłoby się wydawać, pozwoli jej urodzenie. Becky udaje się zjednywać ludzi, umie nimi manipulować, potrafi brylować w towarzystwie. To wredna intrygantka - trudno ją lubić, ale można podziwiać za upór w dążeniu do celu i inteligencję. Amelię, skądinąd sympatyczną, można by krótko opisać jako taką słodką idiotkę. Ale w tych wizerunkach są pewne rysy, niuanse, które pozwalają spojrzeć na te postacie w inny sposób. I tak jest też z innymi bohaterami. Bo chociaż początkowo mogłoby się wydawać, że dość łatwo można ich podzielić na tych pozytywnych i negatywnych, to rozwój wydarzeń znacznie utrudnia zadanie. Thackeray ich wyśmiewa, Thackeray z nich pokpiwa, Thackeray patrzy na nich z pewnym politowaniem. Bo nikt tu nie jest bez wad (kłóciłabym się może o Dobbina, ale w końcu on też jest naiwny i może zwyczajnie nudny…). Właściwie dopiero po zamknięciu okładki, widać w pełni, jak doskonale niejednoznaczne postacie stworzył Thackeray, jak trudno jest oceniać, jak trudno tu kogoś gdzieś zaklasyfikować.

Thackeray najwyraźniej świetnie się bawił obserwując swoich bohaterów na tym targowisku próżności. Ale w ogólnym rozrachunku jest to powieść nieznośnie wręcz gorzka. Czytałam ją z przyjemnością - taką przyjemnością, którą daje ciekawa, dobrze opowiedziana historia. Ale dopiero po skończeniu ostatniej strony, w pełni uświadomiłam sobie, jak wiele Thackeray miał do powiedzenia, jak bardzo dają do myślenia niejednoznaczne postawy bohaterów, a w końcu - jak wiele jest w tej książce goryczy.

---------------
Zdjęcie pochodzi z filmu Vanity Fair. Targowisko próżności.

ultramaryna