Metro 2033, Dmitry Glukhovsky

2 minuty czytania

Metro. Ciemne, niebezpieczne tunele, w których nieraz czai się niewypowiedziana groza. Mroczne stacje, rozświetlane tylko nikłym światłem, gdzie w namiotach lub prowizorycznych mieszkaniach żyją ludzie, handlując, broniąc swojego bezpieczeństwa, jedząc szczury lub popijając herbatę z grzybów, bojąc się o przyszłość. Metro. Ostatni przystanek ludzkości.

Wojna nuklearna zniszczyła powierzchnię Ziemi. Prawdopodobnie ostatni ludzie żyją w moskiewskim metrze. Główny bohater Artem pochodzi z wysuniętego na północ WOGNu. To mała, położona na uboczu stacja, której jednak powodzi się całkiem nieźle. Produkuje się tam dobrze sprzedającą się herbatę z grzybów, hoduje świnie. Niestety z sąsiedniej, niezamieszkałej stacji WOGN atakują Czarni – dziwne, nieznane wcześniej stwory, które nie tylko zabijają, ale też wzbudzają w obrońcach niezrozumiały lęk. Artem dostaje misję od tajemniczego człowieka imieniem Hunter. Gdy ten nie wraca z wyprawy, podczas której miał zbadać niebezpieczeństwo, Artem wyrusza do Polis. Do na wpół legendarnego Polis, by przekazać ostrzeżenie i szukać pomocy – dla siebie i być może dla całego metra.

Pomysł w swej prostocie jest świetny. Rzeczywistość postapokaliptyczna nie jest może żadną nowością, ale umiejscowienie akcji w ciemnych zaułkach moskiewskiego metra dodaje książce tajemniczości i mrocznego klimatu. Lekki dreszczyk na plecach, szczególnie na początku, wywołują historie o opuszczonych i zniszczonych stacjach, które upadły pod wpływem dziwnych, mrożących krew w żyłach niebezpieczeństw. Cała powieść jest trochę jak przewodnik po metrze – zwiedzamy z nią różne stacje, a każda z nich to jakby oddzielne miasto-państwo. Metro z powieści Glukhovskiego jest jak mikroświat. Stacje mają tu własne prawa, gospodarkę, zawiązują koalicje, toczą wojny. Są tu sekty (na przykład wyznające tajemniczego Wielkiego Czerwia), faszyści, komuniści. Są zwykli handlarze i stalkerzy, którzy wychodzą na skażoną promieniowaniem powierzchnię, bo zdobyć różne przedmioty (tak, odwołanie do Strugackich aż bije po oczach). Wszystko to jest intrygujące, ciekawie pomyślane i działające na wyobraźnię.

Metro 2033 to przygodowa, postapokaliptyczna powieść drogi, okraszona (może wtórną, ale obowiązkową w tym gatunku) refleksją na temat szans powrotu starego świata oraz krytyką człowieka, który sam niszczy swoją cywilizację. Ludzkość w powieści Glukhovskiego jest już jakby wypalona, zmęczona. Zmierza ku nieuchronnemu i ostatecznemu upadkowi, prawdopodobnie w końcu zastąpi ją jakiś nowy, lepiej przystosowany gatunek, ale mimo to wciąż desperacko próbuje przetrwać, chwyta się wszystkiego, byle przeżyć. Nie każdy element jest tu może do końca dopracowany – chciałabym dowiedzieć się, czy nie ma problemów z wodą albo skąd właściwie ci ludzie wciąż mają elektryczność, a niewiele się o tym w Metrze mówi. Są tutaj w ogóle rzeczy według mnie mniej udane, nie powiem, że nie. Nie podoba mi się jeszcze motyw wybrańca, który tu jakoś mi nie pasuje, a poza tym został już wcześniej w fantastyce ograny na wszystkie sposoby. Sama podróż Artema też bywa męcząca, czasem jakby na siłę wydłużana chyba tylko po to, by pokazać nam kolejne stacje, co z jednej strony jest dość ciekawe, z drugiej zdaje się czasami już zbędne. Świetne jest za to zakończenie, które zaskakuje, jest dobrze przemyślane i przede wszystkim daje do myślenia.

A przecież i tak najlepsze, najgenialniejsze w Metrze 2033 jest właśnie samo metro. Ta rozbudowana, niezwykła, fascynująca wizja podziemnej społeczności, która żyje w świecie mrocznym i niebezpiecznym, uparcie próbując przetrwać.

Daj się poprowadzić przez ciemne tunele, posłuchaj legend metra, poczuj na plecach dreszczyk lęku.

----------------------------
Kup “Metro 2033” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna