Literackie podróże. Bałkany
Czyta się oczywiście literaturę polską, czyta się masę angielskiej i amerykańskiej, czyta skandynawskie kryminały, czasem wpadnie coś z Francji, Włoch czy Hiszpanii… Są też oczywiście przypadki pojedynczych pisarzy z odleglejszych, bardziej „egzotycznych” krajów, którym udało się przebić i teraz można odhaczyć Japonię czy Nigerię, bo przecież czytało się Murakamiego czy Chimamandę Ngozi Adichie… Ale na mojej literackiej mapie jest mnóstwo białych plam. I te białe plamy są często zaskakująco blisko domu.
Myślę, że wyjazd gdzieś to świetna okazja do poczytania o tym miejscu. W reportażu i w powieści. Do poznania, choć trochę, literatury pięknej z innego kraju. Realizuję teraz pomysł z zeszłego roku – miałam wtedy zrobić literacki research o Rumunii. Nie wyszło. Nawet Draculi w końcu nie nadrobiłam, co dopiero mówić o jakichś rumuńskich pisarzach.
W tym roku jadę na Bałkany – będę w Czarnogórze, Serbii, Bośni i Chorwacji. I tym razem się porządnie naczytałam!
Literatura piękna
Okej, w sumie z literaturą piękną mogło mi pójść trochę lepiej. Mam właściwie tylko jedną powieść ewidentnie stamtąd. Autorki dwóch pozostałych książek mają bałkańskie pochodzenie (jedna jest z Serbii, druga z Chorwacji), za to w dzieciństwie wyemigrowały i książki napisały po angielsku. Powiedzmy sobie szczerze – nie tłumaczy się dużo z serbsko-chorwackiego (serbskiego i chorwackiego? wszystko tam jest strasznie skomplikowane).
Most na Drinie, Ivo Andrić
Za to mam noblistę! Most na Drinie opowiada historię… tak, mostu. Długiego, kamiennego mostu postawionego w bośniackim mieście Wiszegrad w XVI wieku przez Turków. Most dalej stoi i nawet na zdjęciach robi wrażenie. Andrić koncentruje wydarzenia wokół budowli, ale tak naprawdę opowiada oczywiście o ludziach. Jego opowieść jest rozciągnięta na prawie czterysta lat – rozpoczyna się w czasach budowy mostu, kończy w 1914 roku. Przyznam – początek mnie nudził. Mam wrażenie, że rozłożenie fabuły na tak długi czas i tak dużą zbiorowość bohaterów zadziałały tu na niekorzyść. Andrić bardzo szybko przeskakiwał od jednej historii do drugiej i żadną nie zdołał mnie tak naprawdę zainteresować. Potem jednak akcja znacznie zwolniła – a to znaczy, że niektórzy bohaterowie pozostawali w opowieści na dłużej, wracali po jakimś czasie; opowieść stała się bardziej spójna i wciągająca. Kiedy kończyłam, podobało mi się już znacznie bardziej. Wciąż… byłabym bardzo zdziwiona, gdyby Most na Drinie nie był szkolną lekturą i zarazem zmorą większości uczniów. To ten typ. Mimo wszystko to chyba niezły wybór, jeśli chcecie literatury pięknej, która powie Wam coś o tym regionie i jego ludziach. Andrić pisze o ludzkich losach, tak różnych i tak podobnych w XVI i w XX wieku. O społeczności małego miasteczka, na którą wpływ ma oczywiście wielka historia. Andrić wybiera sobie na bohaterów ludzi z różnych warstw społecznych, różnych religii i różnego pochodzenia i chyba dobrze oddaje rodzące się między nimi związki czy konflikty.
Żona tygrysa, Tea Obrecht
Tea Obrecht pisze o wojnie, o bałkańskich konfliktach religijnych, bolesnej XX-wiecznej historii i trudnej rzeczywistości nowego wieku, ale… dodaje do tego trochę fantastycznych elementów. Właśnie zmarły dziadek głównej bohaterki nosił w sobie dwie niezwykłe opowieści – o nieumarłym człowieku i żonie tygrysa. Te historie przeplatają się z wojennymi wspomnieniami głównej bohaterki i z wydarzeniami tuż po śmierci dziadka. To magiczna powieść – pięknie napisana, nastrojowa, wciągająca. Nieprzewidywalna, trochę dziwaczna, a przez to tak dobra. Taki bałkański realizm magiczny. Tea Obrecht bardzo fajnie splata bolesną rzeczywistość z elementami magicznymi – czyta się Żonę tygrysa jak smutną baśń. Ostatecznie jest to chyba jednak przede wszystkim opowieść o śmierci – o godzeniu się z własną i o odchodzeniu najbliższych.
Dziecko wojny, Sara Nović
Jest taki typ książek, o których myślę, że mogłyby być pracą na zaliczenie jakiegoś kursu kreatywnego pisania. Takie, którym w teorii niczego nie brakuje. Poruszają jakieś ważne tematy i są poprawnie napisane, ale przy tym blade, przeciętne, od szablonu. No więc myślałam, że Dziecko wojny to jest taka powieść. Może i jest. Ale w pewnym momencie zaczęłam płakać. I potem już popłakiwałam właściwie do samego końca. Nie wiem, czy jeśli książka jest smutna, to czy staje się dzięki temu bardziej wartościowa. Pewnie nie. Ale nie każda smutna książka potrafi mnie poruszyć, a Dziecku wojny wychodziło to wręcz koncertowo, nie pamiętam, kiedy się nad lekturą tyle napłakałam. A jest tu właściwie jedno tragiczne wydarzenie podczas wojny w Chorwacji. Większość fabuły skupia się już na czasie po wojnie – bohaterka już od lat mieszka w Stanach, ale bolesne wspomnienia nie dają jej spokoju.
Literatura faktu
Bałkańskie upiory, Robert D. Kaplan
Reportaże z podróży dziennikarza po Bałkanach, głównie w latach 80. i 90., jeszcze przed wojną. I… dawno nie czytałam reportaży, które tak by mi się nie podobały. Kaplan generalizuje i stosuje tyle uproszczeń, że nawet laik wyczuje, że coś tu jest nie tak, że autorowi chyba po prostu brakuje wiedzy. Brakuje mu też zrozumienia dla ludzi, o których pisze – trudno się oprzec wrażeniu, że odczuwa w stosunku do nich jakąś wyższość. Propaguje też krzywdzące stereotypy. Nie widzę tu ani rzetelnej dziennikarskiej pracy, ani dobrego literackiego warsztatu. Teksty zdają się niespójne, napisane bez pomysłu i planu. Męczyłam się z tą książką. Nie warto. Zresztą z tematem researchu też akurat trafiłam średnio – autor pisze też o krajach byłej Jugosławii, ale znacznie więcej o Rumunii, Grecji, Bułgarii czy Macedonii. Nie żebym nie chciała się dowiedzieć czegoś o tych krajach, ale… chyba i tak nie z tej książki. Nie trafiłam z nią kompletnie.
W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy, Barbara Demick
Barbara Demick swoim bohaterom okazuje za to bardzo dużo współczucia i serca. Może nic w tym dziwnego – przebywała w oblężonym Sarajewie jako dziennikarka wojenna przez długi czas. Postanowiła pisać o codziennym życiu mieszkańców jednej ulicy i chyba zdążyła swoich bohaterów, przynajmniej niektórych z nich, dobrze poznać i trochę się z nimi zżyć. W oblężeniu przybliża nieco tło konfliktu i jego najważniejsze wydarzenia, ale przede wszystkim jest o wojennej rzeczywistości. Czasem strasznej (bo na Sarajewo wciąż spadają bomby, a saperzy strzelają do przypadkowych przechodniów na ulicy), czasem przykrej (bo na przykład trzeba cały czas kombinować, skąd wziąć prąd lub jak choć trochę urozmaicić wojenną dietę), czasem bardzo zwyczajnej (bo przecież życie toczy się dalej, ludzie się zakochują, rodzą się dzieci, odbywają się nawet wybory miss). Te wybory Miss Oblężonego Sarajewa (które zresztą były też inspiracją dla piosenki U2 Miss Sarajevo) były tu wspomniane – zdjęcie uśmiechniętych od ucha do ucha kandydatek trzymających wielki banner z napisem „Don’t let them kill us” zrobiło na mnie spore wrażenie.
Tę książkę rozprowadziłam wśród reszty wycieczki. Trzeba będzie pewnie pójść na ulicę Logaviną, gdy będziemy w Sarajewie.
Jakbyś kamień jadła, Wojciech Tochman
Tochmana czytałam akurat już kilka lat temu. Pamiętam jednak, że podczas lektury miałam niemal cały czas ściśnięte gardło. To mocny, bolesny, świetnie napisany reportaż. Też o wojnie w Bośni, o masakrze w Srebrenicy.
Dziennik pisany później, Andrzej Stasiuk
Dziennik pisany później to jakby zbiór wrażeń z podróży. Ulotnych, a zatem niepoukładanych i wymieszanych. Stasiuk jednak wykorzystuje Bałkany, by dzięki nim, jak w odbiciu, spojrzeć na Polskę. Jeśli więc najpierw może się wydawać, że to książka o podróży przez Bałkany, to później coraz mocniej ma się wrażenie, że jednak nie, że cały czas jest jednak o tym, co blisko, co polskie. Uwagi i przemyślenia są celne, a Stasiuk świetnie, świetnie pisze.
Macie inne propozycje bałkańskich książek?
Wybieracie się w jakieś literackie podróże? ;)
ultramaryna