Kwiaty na poddaszu, Virginia C. Andrews

3 minuty czytania

(AUDIOBOOK. Czyta Kamilla Baar.)

Zastanawiające jak jedna książka potrafi wywołać we mnie tak sprzeczne uczucia. W moich oczach powieść raz jawiła się jako wciągająca, dobrze przemyślana i czasami nawet wstrząsająca historia, kiedy indziej nie mogłam zapomnieć o tak bardzo obciążających ją wadach.

Zaczyna się jak sielanka: kochająca się, szczęśliwa rodzina, dom na wsi, rodzice darzący się prawdziwym uczuciem. I czwórka radosnych dzieci, Chris i Cathy oraz znacznie młodsze bliźniaki, Carrie i Cory. Wszystko jest idealnie, to świat, w którym zawsze świeci słońce. A potem - koszmar. Ukochany ojciec ginie w wypadku samochodowym. Okazuje się, że dom jest obciążony hipoteką, matka nie ma pieniędzy ani pracy. Rodzina Dollanganger musi przeprowadzić się do dziadków, których dzieci nigdy nie widziały. Ich dom to prawie pałac - z całym mnóstwem pięknych pokoi, z wszechobecną służbą, urządzony z największym przepychem. Szybko okazuje się, że dzieci nie mogą z tego wszystkiego korzystać, bo wręcz nieprzyzwoicie bogaty dziadek nie wie o ich istnieniu i lepiej, żeby się na razie nie dowiedział… Zostają więc zamknięte w jednym pokoju, jedzenie przynosi im demoniczna, apodyktyczna babcia. Do dyspozycji mają jeszcze obszerne poddasze, ale nie zmienia to faktu, że są uwięzione i obciążone wieloma zakazami, nałożonymi przez surową babcię.

Wizja zamkniętych dzieci jest niemal klaustrofobiczna, przerażająca. Nie brakuje im jedzenia, ubrań, czy zabawek, ale nie mają żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym, nie wychodzą na słońce, nie widzą niczego innego poza swoim pokojem i poddaszem. Łączniczkami z zewnątrz są tylko przerażająca babcia i mama, która zresztą bywa u dzieci coraz rzadziej. Na początku są przekonane, że wkrótce wyjdą ze swojej kryjówki - gdy tylko matka powie swojemu ojcu o dzieciach. Jednak Chris, Cathy, Carrie i Cory są tylko pionkami w grze prowadzonej przez matkę. Książka wciąga, bo dzieci właściwie same muszą dojść do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Lekceważone przez babcię, z czasem coraz poważniej okłamywane przez matkę, muszą sobie radzić i w końcu samodzielnie zdecydować, co jest dla nich najlepsze. Najgorsza, najbardziej przerażająca jest postawa matki. Ta z troskliwej i kochającej (a przynajmniej taka się na samym początku zdaje), choć może naiwnej, przemienia się w chciwą egoistkę, która dla pieniędzy zupełnie przestaje dbać o własne dzieci i okazuje się osobą pozbawioną jakichkolwiek zasad moralnych. Virginia C. Andrews opowiada o przemocy wobec dzieci, pragnieniu wolności, chorobliwej żądzy pieniędzy i rodzinnych tajemnicach. Nierozwiązane konflikty z przeszłości, ciekawa sylwetka matki, niemal gotycka atmosfera niebezpieczeństwa i odkrywająca się stopniowo tajemnica sprawiają, że byłaby z tego naprawdę dobra, intrygująca i przede wszystkim wciągająca powieść z nieco sensacyjnym podłożem. No właśnie, byłaby.

Niestety, ale to wszystko naprawdę mocno trąci kiczem. Jego źródło częściowo tylko leży w fabule - obecny tu wątek kazirodztwa jest trochę tandetny, a czasem wręcz śmieszny lub po prostu niesmaczny. Jednak nawet to jakoś bym przełknęła, gdyby autorka choć trochę bardziej się w tym ograniczyła… Ale sądzę, że i tak najgorszy tu jest słaby i mocno afektowany język. Virginia C. Andrews szafuje sobie frazesami rodem z harlequinów: „grzeszni kochankowie”, „skazani na ognie piekielne”, „przeklęci na zawsze”, „przeznaczenie dokonało się”. Litości. Nagromadzenie tego typu wyrażeń może wywołać czytelnicze niestrawności. Do tego nie oszczędza się nam też tanich refleksji, traktujących między innymi o naturze miłości, która przykładowo jest porównywana do bańki mydlanej. Takie rozmyślania wywołuje u Cathy oglądanie telenowel w telewizji. I właśnie ta książka czasami jest jak telenowela. Szkoda, to zmarnowanie potencjału tej książki.

Bo potencjał jednak jest, choćby w napięciu, które stwarza autorka i które sprawia, że od Kwiatów na poddaszu czasami trudno się oderwać. Książka wciąga, porusza, nieraz prawie poraża. I wywołuje żywe emocje, bo naprawdę współczujemy dzieciom i rzeczywiście jesteśmy wściekli na babcię i matkę za ich nieczułość i wyrządzaną krzywdę. A jeśli ktoś wybierze audiobooka, to poznawanie tej historii uprzyjemni bardzo ciepły i miły dla ucha głos Kamilli Baar.

Ale, ale. Nie potrafię o tych moich „ale” tak po prostu zapomnieć.

-------------------------
Audiobook otrzymałam od portalu Audioteka.
Kup “Kwiaty na poddaszu” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna