Kalkwerk, Thomas Bernhard

2 minuty czytania

Konrad zabił swoją żonę strzałem w głowę. A może to było kilka strzałów? Od początku wiemy niewiele, mamy liczne wersje do rozpatrzenia. Potem, poznając szczegóły życia Konrada i Konradowej, także będziemy się gubić w gąszczu nieraz sprzecznych informacji, w labiryncie wydarzeń. Poznamy charaktery małżonków, ich stosunki i sytuację w posiadłości Kalkwerk, ale czy poznamy przyczynę zbrodni?

Kalkwerk nie skupia się na samym morderstwie, jest to raczej studium szaleństwa, które narasta do tego stopnia, że w końcu musi dać sobie upust. Zbrodnia jest zatem równocześnie punktem wyjścia i punktem kulminacyjnym - od niego zaczynamy, a czytając o Konradzie i Konradowej stopniowo do niego zmierzamy. Do czegoś takiego musiało w końcu dojść, to, co skumulowało się już w głowie Konrada musiało wreszcie wybuchnąć. W ogromnej i pustej posiadłości Kalkwerk małżeństwo żyło w niemal zupełnym odosobnieniu. Skazani na siebie, zmuszeni do wzajemnej obecności. Konrad opiekujący się swoją zniedołężniałą żoną, ona katowana jego dziwnymi metodami. Najwięcej jednak dzieje się w samej głowie Konrada. Ten odludek i dziwak od początku nosi w sobie szaleństwo. Konrad odgradza się od rzeczywistości, jest aspołeczny i ma jedną obsesję, która staje się powodem jego frustracji…

Bo jeszcze jednym ważnym tematem, który porusza Kalkwerk jest niemożność tworzenia. Najważniejszym (może jedynym) celem życiowym Konrada jest stworzenie wielkiego dzieła, studium O słuchu. Konrad pracuje nad nim już od wielu lat, wszystko w jego głowie układa się prawie idealnie, wydaje się, że wystarczy usiąść i przelać to na papier. Ale Konrad nie potrafi. Opętany tylko myślą o swoim nienapisanym dziele, którego nie może stworzyć, daje się ponieść frustracji i szaleństwu. Napięcie staje się nieznośne, ale O słuchu wciąż pozostaje tylko w umyśle Konrada. To powieść o człowieku, którego dopadł obłęd i który jest już stracony dla świata. Obłąkany nie napisze już swojego studium, ale jego umysł w końcu nie wytrzyma, wybuchnie. Tym razem tym wybuchem będzie strzał w głowę niepełnosprawnej żony.

Już samo czytanie tej książki może doprowadzić do obłędu. Dawno nie miałam do czynienia z pozycją tak wymagającą i trudną jak Kalkwerk. Wydarzenia poznajemy z relacji świadków, które narastają, mnożą się, czasem sobie przeczą. Na ile ukazany obraz jest wobec tego wiarygodny? Prawdziwy problem dla czytelnika to jednak styl - drobiazgowy, pełen celowych powtórzeń, niedający ani chwili wytchnienia. Niemal cała książka to jeden wielki akapit, zdania czasem ciągną się przez ponad pół strony. Potrzeba więc ogromnej koncentracji i umiejętności “wbicia” się w trudny rytm tej powieści. Można mieć przy tym czasami wrażenie, że czytamy jakiś bełkot, a autor wpadł w słowotok. Ale styl jest integralny z całością, świetnie współgra z obłędem Konrada i tworzy duszną atmosferę, która dodatkowo oddaje sytuację w Kalkwerk.

To nie jest książka do lubienia, nawet nie jest to książka do podobania się (w każdym razie mi to słowo tu nie pasuje). Ale zdecydowanie warto zwrócić na Kalkwerk uwagę, jeśli tylko komuś niestraszna ambitna i eksperymentalna lektura. To ciekawe studium szaleństwa, zapis trudów tworzenia i wypaczonych więzów małżeńskich. Historia człowieka, którego obłęd pokonał i zniszczył. Kalkwerk robi wrażenie i długo siedzi w głowie.

------------------------------
Kup “Kalkwerk” w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna