Igrzyska śmierci, Suzanne Collins

4 minuty czytania

Zasadniczo miała to być recenzja tylko pierwszego tomu, ale od pisania jej, wolałam czytanie następnych części… W związku z tym moje wrażenia dotyczą raczej całej serii (ale nie spoileruję, więc jeśli ktoś ma za sobą tylko Igrzyska śmierci, może bez obaw czytać mój tekst dalej).

Wydaje mi się, że Igrzyska śmierci pojawiły się w mojej świadomości niedługo po pierwszym polskim wydaniu. Był to jednak okres, w którym odchodziłam od młodzieżówek. Igrzyska śmierci wpadły więc do szufladki zatytułowanej jakoś tak: „nie dla mnie, nieciekawe, dla nastolatek lubiących Zmierzch” (sic!). O, myliłam się. Z takich młodzieżówek jak te powieści na pewno nie wyrosłam do tej pory. I myślę, że na razie wyrastać nie zamierzam.

Bo zaczęłam czytać i wpadłam. Wpadłam na całego, nieodwoływanie i niepowstrzymanie. Igrzyska śmierci wywołują we mnie ten rodzaj ekscytacji, kiedy potrafię rzucać się po łóżku, walić głową o poduszkę i biegać po całym domu, powtarzając wyrazy niedowierzania. Jeśli to sugeruje pewne niezrównoważenie, to przynajmniej nie jestem wyjątkiem, bo moja siostra (która czytała niemal równolegle ze mną) zachowuje się bardzo podobnie. Dobrze, że mam z kim dzielić się wrażeniami, bo inaczej nie wiem, co bym robiła po skończeniu serii. Wczoraj i tak ledwo mogłam usiedzieć na miejscu.

Ale po kolei. Akcja toczy się w państwie Panem, które powstało na gruzach Stanów Zjednoczonych. Stolicą jest Kapitol, który panuje nad dwunastoma dystryktami. Każdy z nich specjalizuje się w produkowaniu lub wydobywaniu jakichś surowców. O ile Kapitolińczycy żyją w luksusie, to mieszkańcy dystryktów są wykorzystywani i wielu z nich głoduje. Ponad siedemdziesiąt lat temu dystrykty zbuntowały się, ale zostały pokonane. Za karę oraz dla przypomnienia, że potęgę Kapitolu nie tak łatwo pokonać, co roku organizuje się Głodowe Igrzyska. Z każdego dystryktu zostaje wylosowanych dwoje trybutów: chłopak i dziewczyna w wieku od dwunastu do osiemnastu lat. Na specjalnie przygotowanej arenie stoczą oni walkę na śmierć i życie. Z dwudziestu czterech osób może przeżyć tylko jedna, zwycięzca igrzysk. Główna bohaterka, Katniss Everdeen pochodzi z małego, Dwunastego Dystryktu, w którym wydobywa się węgiel. Do udziału w Głodowych Igrzyskach, zostaje wylosowana jej dwunastoletnia siostra. Katniss zgłasza się w zamian za nią na ochotnika. Drugim trybutem z Dwunastki zostaje Peeta Mellark, syn piekarza, u którego w dodatku Katniss ma dług wdzięczności.

Całe Igrzyska Śmierci to jedno wielkie show ku uciesze mieszkańców Kapitolu. Żeby wygrać nie tylko trzeba być sprawnym fizycznie, wytrzymałym, sprytnym, silnym psychicznie i umieć posługiwać się bronią. Trzeba też mieć umiejętność zjednywania sobie widowni, bo to także może pomóc na arenie. Głodowe Igrzyska obejmują prezentacje trybutów (poprzedzone całymi godzinami upiększania), wywiady. Trzeba się umieć zaprezentować. A jeśli masz jakąś taktykę – na przykład wzruszającą historię, która sprawi, że widzowie cię pokochają, to twoje szanse bardzo wzrastają. Głodowe Igrzyska są więc jak krwawy Big Brother – wszystko dzieje się na oczach całego kraju. Im większe widowisko – tym lepiej. To obraz mediów, dla których nie istnieje żaden temat tabu. Które wedrą się wszędzie, największe cierpienie i ból są najlepszym tematem. Widowisko można zrobić ze wszystkiego, także z mordujących się dzieci. Ta gorzka refleksja, ma przecież pewne odzwierciedlenie w naszym świecie.

Nie powiem, że to najlepsze książki, jakie czytałam. Nie powiem, że to jakieś osiągnięcie literatury. Nie powiem, że są doskonałe i że wszystko mi się w nich podobało. Ale to jest naprawdę świetna literatura rozrywkowa, wciągająca od początku do końca, czytana z zapartym tchem i wywołująca wielkie emocje. A przy tej zabójczo wciągającej fabule, scenach walk i nagłych zwrotach akcji, jest to powieść niepozbawiona wartości. Antyutopia, która mówi o okrucieństwie, głodzie, potrzebie wolności, wytrwałości, poświęceniu i walce. I o tym jak władza może manipulować ludźmi. Bohaterowie też nie są papierowi, Katniss jest naprawdę nieźle skonstruowaną postacią. To zwykła dziewczyna, trochę zamknięta w sobie i z trudem nawiązująca przyjaźnie. Za wszelką cenę chce bronić swoich bliskich i chce przetrwać, więc potrafi zabijać i być twarda, ale po tym nawiedzają ją koszmary i nie może się ze wszystkim uporać. Rzucona w wir historii, wciąż próbuje przetrwać i być sobą. To nie są książki, w których przeżyją wszyscy ważniejsi bohaterowie, a potem wrócą do domu i zapomną o wszystkich przerażających przeżyciach. Jest w nich prawda o bólu, rozpaczy, próbach okiełznania koszmarów z przeszłości. Wątek miłosny jest oczywiście nieodzowny, ale nie wysuwa się na pierwszy plan i to kogo wybierze Katniss nie przysłania potu, krwi i łez Igrzysk. Bo mamy tu też typowy miłosny trójkącik , który rozgrywa się pomiędzy Katniss, Peetą – wspomnianym już drugim trybutem z Dwunastki i Gale’em – najlepszym przyjacielem Katniss, z którym często polowała w lasach wokół Dwunastego Dystryktu.

Cały cykl trzyma poziom, każda część mnie wciągała wprost niesamowicie. Igrzyska śmierci są chyba najbardziej przewidywalne (przecież wiedziałam, że tak MUSI się skończyć), ale i tak są niezwykle pasjonujące i tchną świeżością. W pierścieniu ognia można zarzucić pewną powtarzalność, za to ta część wciągnęła mnie chyba jeszcze bardziej niż pierwsza (przynajmniej od pewnego przełomowego momentu, który naprawdę szokuje i robi wielkie wrażenie). Kosogłos jest najbardziej dojrzały i wciąż zaskakuje. Igrzyska śmierci to fascynujące, szalenie wciągające książki, które przy tym potrafią wywołać prawdziwe wzruszenie i przemycają kilka okazji do przemyśleń.

A ja skończyłam wczoraj całą serię, mam błędny wzrok i czuję się trochę jak na odwyku. W czwartek jadę na film do ostatniego kina w mieście, w którym jeszcze to grają. Tylko jak ja do tego czwartku wytrzymam?

-------------------------
Kup w Matrasie! Darmowa dostawa do najbliższej księgarni. Igrzyska śmierci
W pierścieniu ognia
Kosogłos

ultramaryna