5 najlepszych książek 2013 roku
Nie udawało mi się za bardzo z książkami w 2013 roku. Raz, że przeczytałam najmniej od dawna, dwa, że wyjątkowo mało było takich prawdziwych zachwytów. Jasne, przeczytałam sporo dobrych książek, ale w takim zestawieniu chciałabym widzieć te, które zamykam i myślę: “wow, to była świetna książka”, potem biorę głęboki wdech i myślę: “wow, to była NAPRAWDĘ świetna książka”, a po pół roku wciąż nie zmieniam zdania (bo czasem najlepiej widać z perspektywy czasu).
Dobra to jest pięć tych wybranych. Najlepszych w tym roku. Niestety co do niektórych się wahałam, niektóre pewnie w zeszłym nie byłyby najlepsze. Ale jest posucha i teraz są. Moje książki minionego roku (przeczytane, ale niekoniecznie wydane w 2013):
Kolejność nie do końca przypadkowa.
1. Umiłowana Toni Morrison
Umiłowana nie spełnia ostatniego kryterium (odczekać pół roku), bo była czytana w grudniu, ale mam wrażenie, że to była najlepsza książka w tym roku i to dzięki niej nie mam poczucia całkowitej książkowej klęski. Powieść napisana pięknym językiem o niezwykłej sile rażenia - historia zbiegłej murzyńskiej niewolnicy i jej wielkiej, zbyt wielkiej, miłości do swoich dzieci, historia wszystkich ofiar niewolnictwa. Piękna, poruszająca do głębi, do przemyślenia i do myślenia o niej jeszcze długo po przeczytaniu. Za parę dni będzie recenzja, obiecuję.
2. Zimna góra - Charles Frazier
Nie spodziewałam się tego na początku czytania, a Zimna Góra okazała się piękną, bardzo wzruszającą książką, o której trudno zapomnieć. Może i mogłabym jej wytknąć parę błędów, ale tak bardzo poruszyła coś we mnie, że wszystko mogę wybaczyć. Podczas wojny secesyjnej Inman wraca do swojej ukochanej Ady - po drodze zaś zetknie się z całym spektrum ludzkich zachowań w kryzysowej sytuacji wojny. To taka książka, przy której się płacze, a za chwilę uśmiecha się przez łzy. Losy bohaterów zdają się tak bliskie, że przeżywa się je bardzo autentycznie.
3. Pianistka Elfriede Jelinek
To nie jest taka książka, która mogłaby trafić do moich ulubionych. Nie wiem nawet, czy można ją w ogóle lubić, bo to słowo jakoś zupełnie do niej nie pasuje. Nie mam za to na pewno wątpliwości, że jest to cholernie dobra powieść, o której trudno zapomnieć. Jelinek tworzy niezwykle głębokie i bogate portrety psychologiczne, pisze zaś absolutnie genialnym i oryginalnym językiem. To tak wstrząsający obraz cierpienia, samotności i autodestrukcji, że aż boli czytelnika.
4. Na szafocie - Hilary Mantel
Razem z Na szafocie chciałam oczywiście wspomnieć też o pierwszej części serii, W komnatach Wolf Hall. Wybrałam Na szafocie, bo druga część podobała mi się jednak bardziej - może wydarzenia były trochę ciekawsze, może język łatwiejszy do przyswojenia, a może zdążyłam się już przyzwyczaić do specyficznej narracji Mantel, więc czytało mi się po prostu prościej i z większą przyjemnością. Obie książki to z całą pewnością powieści historyczne najwyższej próby - Mantel podchodzi bardzo rzetelnie do faktów historycznych, ale potrafi też spojrzeć na wydarzenia z własnej perspektywy i przedstawić je w nowym świetle. Czekam na kolejną powieść o Cromwellu.
5. Wicked - Gregory Maguire
Cóż, według Goodreads Wicked jest wśród pięciu najczęściej porzucanych przed skończeniem książek. A ja chyba rozumiem, dlaczego, bo sama mogłabym wymienić parę wad i wspomnieć, jak w pierwszej połowie było całkiem sporo stron, które po prostu wymęczyłam. Tylko że po skończeniu wrażenia miałam jednoznacznie pozytywne. Bardzo wiele kwestii udało się zawrzeć w tej historii o zielonej czarownicy, Maguire w dodatku stworzył skomplikowany i piękny portret swojej bohaterki. Bardzo, bardzo miło wspominam tę książkę. Być może na tej liście znalazła się po części dlatego, że w tym roku zakochałam się też w musicalu na jej podstawie. Może, ale w książce można znaleźć zupełnie inne rzeczy, a powieść i musical ciekawie się uzupełniają.
ultramaryna