"Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej" Barbara Demick

3 minuty czytania

Niedawno, bo jakoś na początku grudnia, oglądałam znakomity polski dokument o Korei Północnej – „Defiladę” Fidyka nakręconą w 1989 roku. Uśmiechnięci ludzie opowiadają o swoim Wielkim Wodzu Kim Ir Senie z miłością i podziwem. W tym dokumencie nie pada ani jedno słowo komentarza, ale w głowie rodzą się pytania. Czy oni naprawdę wierzą w to, co mówią? To może być zwykła mistyfikacja, element propagandy, a bohaterowie dokumentu mówią to, co powinni, to, co im kazano. A jeśli jednak nie? Jeśli faktycznie wierzą w wielkość, boskość i życzliwą opiekę Kim Ir Sena? Jak można zrobić ludziom aż takie pranie mózgu? Te same pytania dają o sobie znać na widok zdjęć Koreańczyków rozpaczających po niedawnej śmierci Kim Dzong Ila. Oczywiście, że żałoba po śmierci Ukochanego Przywódcy jest tam niejako obowiązkiem państwowym, a obywatele, którzy się z niego nie wywiązują, mogliby nawet napytać sobie niemałej biedy. A jednak przerażają te twarze zalane, jak się wydaje, autentycznymi łzami z powodu śmierci zbrodniarza i dyktatora.

Musiałam przeczytać tę książkę. Te zdjęcia i „Defilada” ukazują być może tylko fasadę, działanie propagandy. „Światu nie mamy czego zazdrościć” Barbary Demick to sposób na częściowe poznanie mechanizmów tego zamkniętego kraju, na wniknięcie w psychikę Koreańczyków z Północy.

Książka została napisana na podstawie opowieści uciekinierów z Korei Północnej, którzy przedostali się, najczęściej przez Chiny, do Korei Południowej. To chyba jedyny sposób na w miarę obiektywne i zgodne z prawdą przedstawienie rzeczywistości w tym kraju. Jeśli już pozwala się tam wjeżdżać zachodnim reporterom, to zwykle są oni bez przerwy pilnowani, pokazuje im się tylko miejsca reprezentacyjne, w których trudno znaleźć ruiny budynków, wychudzone do granic możliwości dzieci czy leżące na ulicy ciała ludzi, którzy umarli z głodu. Autorka skupiła się na osobach, które mieszkały w Chongjinie, przemysłowym mieście na północnym wschodzie. Pochodzą z różnych warstw społecznych, są w różnym wieku, mają różny stosunek do funkcjonowania państwa i różne powody ucieczki Korei Północnej. Przedszkolanka ze skażonej „nieczystą krwią” rodziny (jej ojciec pochodził z Południa) Mi-ran i jej młodzieńcza miłość, Jun-Sang, student z Pjongjangu. Dobrze sytuowana pani Song i jej wojownicza córka Oak-hee. Młody, bezdomny chłopak Kim Hyuck. Zdolna i ambitna doktor Kim. Niektórzy z książkowych uciekinierów byli wcześniej oddanymi komunistami, święcie wierzącymi w wartości socjalizmu i wielbiącymi przywódców Korei. Zmiany w ich myśleniu przynoszą głównie klęski gospodarcze – w tym straszny głód.

Niewydolność gospodarki doprowadziła do zniszczenia sieci energetycznej. Kraj w latach dziewięćdziesiątych pogrążył się w ciemnościach. Ludzie przestali zarabiać, praktycznie skończyło się jedzenie. Każdy próbował przeżyć. Ludzie jedli wszystko, co udało im się zdobyć, choćby trawę. Umierali. Jeśli nie bezpośrednio z głodu, to z chorób, które łapali przez osłabienie organizmu spowodowane niedojadaniem. Jeśli wcześniej, kiedy gospodarka Korei Północnej jeszcze jako tako funkcjonowała, ludzie wierzyli w hasła propagandy, to w latach dziewięćdziesiątych musieli przejrzeć na oczy. „Ludzie nie są głupi. Wszyscy wiedzą, że to rząd jest winien tej straszliwej sytuacji. Wszyscy to wiemy i wiemy, że wszyscy tak myślą. Nie musimy o tym rozmawiać.”[1] To świat głodu, braku prądu, świat, w którym niewielu choćby słyszało o Internecie. Świat, w którym zmarłego w 1994 roku Kim Ir Sena traktuje się jak boga. Świat, w którym wszystko ulega bezustannej kontroli. Świat odcięty od reszty ludzkości, w którym tworzy się własną wersję prawdy. „Rok 1984” ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

Gdy jedna z bohaterek reportażu, doktor Kim, przechodzi przez chińską granicę z niemałym wstrząsem zauważa na ziemi miskę pełną ryżu. Dla niej to niecodzienny widok. Zastanawia się, czemu tyle jedzenia leży na ziemi. Przeżywa szok, gdy okazuje się, że miska jest przeznaczona dla psa. „Chińskie psy jadają lepiej niż lekarze w Korei Północnej.” [2]

„Światu nie mamy czego zazdrościć” to książka wstrząsająca, przeszywająca na wskroś. Przeplatające się losy bohaterów czyta się jak dobrą powieść. Barbara Demick uzupełnia je głęboką wiedzą na temat Korei, wprowadzeniem historycznym, ukazuje zwyczaje i konteksty kulturowe. Wszystko to tworzy znakomitą całość, która w przejrzysty, dokładny i przede wszystkim poruszający sposób ukazuje Koreę Północną. Świetne jest to, że nie otrzymujemy tu statystyki, suchych faktów, krótkich wypowiedzi osób bezimiennych lub takich, które pojawiają się w książce na chwilę i zaraz znikają. Autorka skupiła się na kilkorgu zwykłych ludzi, na ich zwyczajnych losach. Możemy polubić tych bohaterów, możemy się do nich przywiązać, możemy im kibicować. Dzięki temu „Światu nie mamy czego zazdrościć” ma taką siłę przekazu.

Przeraża, wstrząsa, otwiera oczy. Takie książki warto czytać.

[1] Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej, Barbara Demick, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011, str. 338
[2] Tamże, str. 255

-----------------------------
Kup “Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej” w Matrasie. Darmowa dostawa do najbliższej księgarni.

ultramaryna